sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział Trzeci

Przechadzałam się po lesie, czując przyjemne łaskotanie na kostkach, gdy zielona trawa delikatnie muskała moje stopy. Czułam na twarzy ciepłe promienie słońca, które przebijały się przez baldachim kolorowych liści. Słyszałam, jak dzięcioł w oddali wybija dziobem ptasią melodię pod akompaniament szumu drzew. Liście spadały z gałęzi, tworząc smugi czerwieni i pomarańczy niczym gorące jęzory ognia. Czułam, jak przez ciało przechodzi mi energia, którą dawała mi przyroda, jakbym była jej nieodłączną częścią.
Wycieczki po lesie od zawsze były jednym z moich ulubionych zajęć. Razem z Jeremim płoszyliśmy głośnym śpiewaniem zwierzęta, które chyłkiem umykały do swoich nor, aby tam spokojnie przeczekać, aż nikniemy z zasięgu słuchu. Rodzice zawsze szli daleko za nami, z uśmiechem na ustach narzekając na nasze głośne zachowanie. Tym razem byłam tutaj sama, ale cieszyłam się z tego. Mogłam rozkoszować się ciszą i spokojem, który od śmierci rodziców był w moim życiu bardzo rzadko.
Im dalej szłam znajomą ścieżką, tym wyraźniej słyszałam wesołe pluskanie wody w strumyku, jakby ta cieszyła się na spotkanie ze mną. Uśmiechnęłam się i przeszłam jeszcze kilka kroków, aż w końcu zobaczyłam jasnoniebieską wstęgę czystej wody. Uśmiechnęłam się, rozłożyłam brązowy koc i położyłam się na nim, wdychając do płuc świeże powietrze.
Nagle coś poderwało mnie z ziemi, a pod plecami poczułam szorstką korę drzewa, boleśnie wpijającą mi się w skórę. Przede mną stała wysoka blondynka z ostrymi rysami twarzy. Jej oczy zmieniły kolor na czerwony, a pod nimi utworzyły się czarne żyłki, które pulsowały niemal niewidocznie. Serce zaczęło galopować mi w piersi niczym stado koni, gdy zrozumiałam, że mam przed sobą wampira. Próbowałam się wyrwać, ale kobieta zacisnęła dłoń na moim gardle i z powrotem pchnęła mnie na drzewo. Rozchyliła usta, warcząc groźnie i pokazując ostre, białe kły.
W jednej sekundzie przywarła ustami do mojej szyi, brutalnie rozrywając skórę. Krzyknęłam i znowu się szarpnęłam, ale kobieta miała za dużo siły. Z mojego ciała ubywało coraz więcej krwi, niczym piasek w klepsydrze odliczając czas do mojej śmierci. Przymknęłam oczy, przestając walczyć. Nie dałabym rady. Nie przeciw wampirowi, kiedy ja byłam człowiekiem.
Nagle wampirzyca oderwała się ode mnie i zdumiewająco męskim głosem szepnęła mi do ucha:
– Otwórz oczy.
Zadrżałam ze strachu, ale jeszcze mocniej zacisnęłam powieki, nie chcąc widzieć na jej twarzy chęci mordu.
– Elena, otwórz oczy do cholery! – krzyknęła, rozluźniając ucisk na moim gardle.
Rozchyliłam powieki i zorientowałam się, że nadal jestem w pokoju Damona, a on siedzi nade mną i wpatruje się we mnie jasnoniebieskimi tęczówkami. Uśmiechnął się szelmowsko, widząc, że się obudziłam.
Niebieska bluzka, w której spałam, przykleiła się do moich pleców. Serce nadal szybciej biło, całkiem jak we śnie.
– Co ci się śniło? – zapytał Damon, nadal nie spuszczając ze mnie wzorku. Wzruszyłam ramionami i udałam, że nie pamiętam. – Jeżeli chodziło o bardzo przystojnego mężczyznę, przystojniejszego ode mnie, to nie martw się. Niemożliwym jest, żebyś spotkała kogoś, kto nie istnieje.
Przewróciłam oczami i chwyciłam poduszkę, po czym uderzyłam wampira w ramię.
– To nie jest zabawne. – Założyłam włosy za uszy i wstałam, szukając w torbie jakichś ubrań.
– Zabawniejszego niż ja też nie znajdziesz – mruknął do mnie i podszedł, kładąc dłoń na moich plecach. – Potrzebujesz towarzystwa pod prysznicem? Mogę sprawić, że szybko zapomnisz o koszmarze. – Zmienił ton o sto osiemdziesiąt stopni. Zadrżałam pod jego wpływem.
– Nie, dzięki, poradzę sobie.
Zimna woda studziła moje rozpalone ciało, ale nie mogła zmyć niepokoju, który już zdążył rozgościć się w mojej głowie. Nie potrafiłam wytłumaczyć samej sobie, że to był tylko sen, coś, co wytworzyła moja wyobraźnia, kierowana wszystkimi emocjami z poprzednich dni. Dlaczego więc miałam wrażenie, że to zdarzyło się naprawdę? Zapach kwiatów, szum wody i śpiew ptaków, promienie słońca na skórze, to wszystko było tak realistyczne. Potrafiłam przywołać każdy szczegół z wędrówki po lesie, każdy dźwięk.
A ta kobieta... Była taka znajoma. Nie umiałam dopasować jej do żadnej twarzy ze szkoły czy do sąsiadów, ale byłam pewna na sto procent, że już ją gdzieś widziałam.
Wyszłam z łazienki z postanowieniem powrotu do codziennego trybu życia. Najpierw zadzwoniłam do Bonnie, żeby umówić się z nią i Caroline na babski wypad do Mystic Grilla, co dziewczyna przyjęła z ogromnym entuzjazmem. Potem zaczęłam pakować wszystkie moje rzeczy do czarnej torby, zastanawiając się, po co Damon przywiózł to wszystko. Spokojnie wystarczyłoby mi to na kilka tygodni.
– Co robisz? – Usłyszałam przy uchu zmysłowy szept. Włoski na karku stanęły mi dęba, gdy dotknął klatką piersiową moich pleców. Zrobiłam krok do przodu i dopiero wtedy się odwróciłam.
– Pakuję się, chcę wrócić do domu. – Złożyłam kolejną bluzkę i położyłam ją na stos innych. – I tak długo tu jestem, pora wrócić do życia.
Gdy nie odpowiedział, zerknęłam na niego. Wpatrywał się niewidzący wzrokiem w ziemię, jakby duchem był daleko stąd.
– Dziękuję, że pozwoliłeś mi się u ciebie zatrzymać – dodałam po chwili, próbując jakoś pokonać dziwnie napięcie, które powoli narastało między nami.
– Oczywiście, że pozwoliłem – sarknął, nagle spoglądając mi w oczy. Przełknęłam ślinę, gdy zauważyłam, że jest w nich chłodna obojętność. – Wyglądałaś jak siedem nieszczęść, nie chciałem mieć cię potem na sumieniu.
Coś nagle pękło, pokruszyło się. Damonowi udało się częściowo zapełnić pustkę, jaką zostawił po sobie Stefan, ale nagle poczułam większą dziurę w piersi niż poprzednio. Myślałam, że... że się przyjaźnimy.
– Nie musiałeś. Jestem dużą dziewczynką, poradziłabym sobie. – Zapięłam zamek błyskawiczny torby i zarzuciłam ją na ramię.
– Nie jestem tego taki pewien. Nigdy sobie nie radzisz. Wypłakujesz się każdemu na prawo i lewo, narzekając, jaki okropny jest twój los. Granie twojego pocieszyciela powoli robi się nudne.
Szczerze mówiąc zabolało mnie bardziej, niż gdyby uderzył mnie w twarz. Chciałam mu coś powiedzieć, coś, co zaboli go równie mocno co mnie, ale nie mogłam wykrztusić słowa. Pokręciłam przecząco głową i wyszłam.

***

Zeszłam na dół w czerwonej, błyszczącej sukience, przylegającej do mnie jak druga skóra. Odrzuciłam na plecy
– Ładnie wyglądasz – pochwalił mnie Alaric, który opierał się ramieniem o ścianę i lustrował mnie wzrokiem.
– Rick, wszystko jest w porządku – zapewniłam, próbując tym samym przekonać samą siebie, że wcale nie jestem załamana po kolejnej utracie Stefana, a słowa Damona nie zrobiły na mnie większego wrażenia.
– Nie podoba mi się, że zbliżyłaś się do Damona - wypalił nagle, robiąc się czerwony na twarzy. Uniosłam brwi do góry. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Alaric kontynuował: – Wiem, że nie pozwoli, żeby coś ci się stało, i naprawdę to doceniam. Rozumiem też to, że cię kocha.... ale ta miłość jest chora. On ma zupełnie inne podejście do kobiet, niż ci się wydaje. Traktuje je jak trofea. Słyszałem wiele jego pijackich teorii na temat związku, więc...
– Alaric! - Przerwałam trochę ostrzej, niż zamierzałam. – Między mną a Damonem nic nie ma. Musiałam mieć z nim dobre kontakty, to był brat mojego chłopaka, który pozwolił mi przeczekać u siebie kilka dni. Nie musisz się martwić.
Uśmiechnął się do mnie, lekko zażenowany, i poczłapał z powrotem do kuchni.
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z domu.
***

Siedziałem w salonie, popijając burbon. Co ja sobie wyobrażałem? Że jak będę kochającym Damonem, to tu zostanie? Że mnie pokocha i zamieszka razem ze mną? Gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że w końcu odejdzie, lecz nie chciałem tego dopuścić do świadomości. Dlaczego aż tak mi na niej zależało? Co jest ze mną nie tak, żeby przejmować się jedną nędzną śmiertelniczką? 
Tylko że ona nie jest nędzna – w tym problem. Te czekoladowe oczy, jej zapach. Chciałbym ją całować, przytulać. Chciałbym, by czuła się bezpiecznie w moich ramionach. Przyzwyczaiłem się już do nocnych rozmów z nią, do zasypiania wsłuchując się w spokojne bicie jej serca, do jej szczerego śmiechu i przyjacielskich potyczek.
– Cholera! – krzyknąłem i rzuciłem szklanką o kominek, a ona rozbiła się na kilka kawałków. 
Nie będę się nią przejmował. Dam sobie z nią spokój. Wyszedłem na ulicę i czekałem, aż pojawi się na niej jakiś człowiek. Po chwili zauważyłem kobietę, na oko czterdzieści lat, ciemne włosy z pasemkami siwizny. Nie wybrzydzaj – pouczyłem sam siebie i z wampirzą prędkością znalazłem się przed nią. 
– Nie bój się i nie uciekaj – powiedziałem, hipnotyzując ją. Powtórzyła moje słowa, a ja zatopiłem kły w jej szyi, rozkoszując się smakiem ciepłej krwi i próbując zapełnić pustkę, którą zostawiła po sobie Elena. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum