– Elena! – Z głębokiego snu wyrwał mnie głośny krzyk Alarica. Przetarłam ręką oczy i podniosłam lekko głowę, podpierając się rękoma o łóżko.
Damona już nie było. Często wstawał wcześniej niż ja i nigdy mnie nie budził. Twierdził, że jestem urocza kiedy śpię. Tylko on jeden tak uważał.
Wygramoliłam się z łóżka i wzięłam do ręki komórkę. Była już jedenasta. Weszłam powoli do łazienki, szukając moich ubrań. Nigdzie ich nie było. Wróciłam do pokoju. Ciuchy leżały przy łóżku. Na samo wspomnienie wczorajszej nocy zalała mnie fala wstydu i niepokoju. To był tylko sen, a ja zrobiłam z siebie idiotkę... Ale na samą myśl o tym koszmarze czułam coś dziwnego. Obejmował mnie chłód, miałam wrażenie, że za chwilę stanie się coś złego, coś, czemu nie będę mogła zapobiec. Najgorsze jest to, że widziałam śmierć Jeremiego.
Takie samo uczucie miałam przez kilka dni po koszmarze o jasnowłosej wampirzycy, która chciała mnie zabić. To było po zerwaniu ze Stefanem, jak całymi dniami siedziałam u Damona. Ten sam chłód, to samo przeczucie... Do tego kobieta była dziwnie znajoma...
Otrząsnęłam się ze złych myśli. Pozbierałam ubrania i szybko je na siebie założyłam. Były całe pogniecione. Westchnęłam głośno i weszłam do łazienki. Wyglądałam okropnie. Włosy sterczały mi na wszystkie strony niczym kolce, pod oczami zaczęły się pojawiać ciemne worki, całkiem jak u dalmatyńczyka. Ogarnęłam się szybko, zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam na korytarz.
– Elena! – tym razem wołał mnie Jeremy. Czego oni wszyscy ode mnie dzisiaj chcą?
Zbiegłam po schodach na dół i skierowałam się do kuchni. Na dużym stole były przygotowane talerze, sztućce i szklanki. Policzyłam pospiesznie nakrycia. Było ich siedem. Pewnie Caroline i Bonnie też wpadną.
Potem poszłam do salonu. We fotelach siedział Jeremy z Alaricem, grając na konsoli. No tak. Wzięli z domu wszystko, dosłownie wszystko, tylko nie moje ubrania.
– Co na śniadanie? – zapytałam i usiadłam na kanapie.
– Już jest dawno po śniadaniu. A ty zdecydowanie za długo śpisz. Mieliśmy gdzieś razem wyjść, pamiętasz? Obiecywałaś mi to w nocy – poinformował mnie Jeremy i uśmiechnął się szeroko. – Żartuję. Wstyd by było pokazać się ze starszą siostrą w miejscu publicznym.
Pokazałam mu język i rzuciłam czerwoną poduszką, na co wybuchnął śmiechem.
– Właśnie Elena, po co w nocy weszłaś do mnie do pokoju? Jeremy nie chciał mi nic powiedzieć –zagadnął mnie Alalric po wygranej bokserskiej walce. Odłożył pada i oparł się o tył kanapy, zakładając ręce za głowę.
Moją twarz zalał rumieniec wstydu. Całkiem zapomniałam o tym, że prawdopodobnie obudziłam Ricka swoją nocną wędrówką.
– Bardzo realny koszmar – odpowiedziałam cicho, bawiąc się swoimi placami. Nauczyciel przytaknął głową i zamilkł, zapewne wyczuwając, że nie chcę o tym rozmawiać.
Chłopacy włączyli następną grę, przekomarzając się cały czas. Dziwna sprawa. Nie słyszałam jeszcze o tym, żeby nauczyciel zaprzyjaźnił się ze swoimi uczniami i spędzał z nimi swój wolny czas.
Za oknem grzało słońce, mimo że wczoraj zapowiadało się na burzę i popadywał deszcz.
– Idę na spacer – poinformowałam i wstałam ze sofy.
– Tak ubrana? Do ludzi? Co sobie pomyślą? – zaczął sobie ze mnie kpić Jeremy. Uderzyłam go lekko w głowę i wyszłam.
Promienie słońca padały na moją twarz, więc odruchowo zmrużyłam oczy. Na zewnątrz nie było duszno ani gorąco, tylko przyjemnie ciepło. Białe obłoczki sunęły leniwie po niebie, tworząc rozmaite kształty i co jakiś czas przesłaniając słońce.
Posłuchałam się Jeremiego i nie poszłam do miasta. Nie miałam ochoty znosić krzywych spojrzeń ludzi na mnie za pogniecione ubranie. Skierowałam się do lasu.
***
Po kilku godzinach spacerowania nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Usiadłam na zielonej, miękkiej trawie i oparłam się o pień starego, rozłożystego dębu.
Przez dach ze szmaragdowych liści, powiewających na lekkim wietrze, przedostawało się słońce, nakrapiając ziemię jasnym plamkami. Wzięłam głęboki oddech, napawając się świeżym powietrzem.
Gdzieś przed sobą usłyszała trzask łamanej gałązki. Poderwałam się szybko, rozglądając się nerwowo na wszystkie strony. Serce zaczęło wybijać coraz szybszy rytm. To mogła być sarna, albo jeleń - uspakajałam samą siebie. To nie musi być wampir pragnący mojej śmierci. Wzięłam kolejny głęboki oddech, tym razem by ochłonąć.
Szybkim krokiem zaczęłam przedzierać się przez las, chcąc znaleźć się już w pensjonacie. Za sobą znów usłyszałam trzask. Obróciłam się i wypatrywałam czegoś dziwnego. Wstrzymałam oddech, gdy w oddali dostrzegłam postać. Zdecydowanie był to mężczyzna. Czarna, rozpięta bluza odsłaniała niebieską koszulkę. Dłonie miał wetknięte w kieszenie od spodni. Na głowę miał zarzucony kaptur, przez co nie widziałam jego twarzy. Sparaliżowana strachem stałam i obserwowałam go, niezdolna do jakiegoś ruchu. Dopiero gdy nieznajomy zrobił krok w moją stronę, odwróciłam się i najszybciej jak potrafiłam rzuciłam się w stronę pensjonatu. Nie odwracałam się by spojrzeć, czy mężczyzna podąża za mną.
Po kilku minutach biegu zauważyłam znajomy budynek. Na jego widok jeszcze przyspieszyłam, mimo że każdy oddech palił mnie w gardło i płuca.
Wpadłam zmachana na korytarz i zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym oparłam się o nie i zaczęłam głęboko oddychać. Mokra od potu koszulka przykleiła mi się do pleców i brzucha, a ręce całe się trzęsły.
Po chwili ktoś uderzył mnie, otwierając drzwi. Odskoczyłam jak oparzona, zastanawiając się, czy jest możliwość, by tajemniczy mężczyzna wiedział gdzie teraz mieszkam i właśnie wchodził do domu, ale przez próg przeszedł Damon. Na jego widok poczułam niewymowną ulgę. Odetchnęłam jeszcze raz i uśmiechnęłam się do niego.
– Cześć księżniczko. – Pochylił się i pocałował mnie delikatnie w policzek i pogłaskał po policzku.
Nie pozwoliłam mu się odsunąć. Momentalnie przyciągnęłam go do siebie, przywierając ustami do jego warg. Damon położył mi dłonie na biodrach i pchnął na ścianę, przylegając do mnie całym ciałem. Wczepiłam ręce w jego kruczoczarne włosy, nie przerywając namiętnego pocałunku.
– Mhm... Damon... mieliśmy pogadać z Rickiem... – przerwał nam nieśmiało Stefan.
Damon odsunął się ode mnie, uśmiechając się pod nosem. Oboje mieliśmy przyspieszone oddechy.
Stefan wszedł właśnie do domu. Uciekał wzrokiem przed moim spojrzeniem, ale w jego oczach widziałam ból. Zarumieniłam się i zrobiło mi się głupio, że o nim nie pomyślałam. W ogóle było niezręcznie. Chyba tylko Damon tego nie odczuwał.
Poszliśmy do salonu, gdzie siedział Alaric. Jeremiego już nie było, za to na kanapie siedziała Caroline.
– Gdzie Bonnie? – zapytałam.
– Nie czuła się najlepiej, wolała zostać w domu – odpowiedziała.
Przytaknęłam głową i usiadłam obok blondynki, wyciągając przed siebie zmęczone nogi. Zastanawiałam się, czy powiedzieć Damonowi o nieznajomym z lasu. Czy to mógł być ten cały Enzo? Może dał sobie spokój i tylko niepotrzebnie go zmartwię. W sumie każdy mógł iść na spacer do lasu.
– Dobra Stefan, przejdźmy od razu do rzeczy – poprosił Rick, gdy Damon i Stefan zajęli miejsca w fotelach. – Dlaczego wyłączyłeś uczucia?
Blondyn otworzył usta z zamiarem odpowiedzenia, ale zaraz je zamknął i zmrużył oczy, zastanawiając się.
– Nie pamiętam. Ostatnia rzecz, którą sobie przypominam przedtem, to telefon do Eleny, żeby następnego dnia do mnie przyszła – powiedział po chwili, ważąc każde słowo.
– Czyżby wiewiórki zaczęły wcielać swój plan zemsty? Pewnie spiknęły się z zającami, no wiesz, żeby było straszniej – zakpił Damon i uśmiechnął się do brata. Przewróciłam oczami, ale nic nie powiedziałam. On zawsze znajdzie sposób, żeby dokuczyć Stefanowi. Alaric parsknął śmiechem, ale szybko zatuszował to atakiem kaszlu.
– Serio, Damon, zabawne. Tyle że ja naprawdę nic nie pamiętam. Po prostu pustka. Tak jakby... -–zawahał się.
– Jakby ktoś wymazał ci pamięć – podsunęła Caroline, przytakują głową.
– Dokładnie! Właśnie o to mi chodziło.
– Klaus – wyszeptałam. Czego mógł chcieć od Stefana? Może wizyta Katherine w niemal tym samym czasie nie była przypadkowa...
– Albo Rebekah... Wątpię, że to Elijah, on nie miał żadnych powodów do tego, by nas odwiedzić – rozmyślał na głos Damon.
– A dlaczego miałaby to robić Rebekah? – zapytał Alaric, zaskoczony tym pomysłem niemal tak samo jak ja.
– Kiedyś była zakochana w Stefanie. Może coś znowu kombinuje – podsunął i wstał, po czym nalał sobie do szklanki burbona i usiadł z powrotem.
Nie pasowała mi do tego wszystkiego Rebekah... Ale czego mógłby chcieć Klaus? Kiedyś przyjaźnił się ze Stefanem, ale już to sobie wyjaśnili. Jedyną rzeczą, która bya dla niego ważna, to hybrydy... Ale sam mówił, że już ich nie chce... Chyba że kłamał.
– Dzisiaj znaleziono dwa ciała wyssane z krwi w lesie i to dość blisko pensjonatu. – Stefan przeczesał ręką włosy.
– Widziałam kogoś w lesie – wypaliłam. Byłam prawie pewna, że te ofiary są jakoś powiązane z nieznajomym.
Damon zacisnął zęby, a Caroline spojrzała na mnie ze strachem w oczach.
– Czemu mówisz dopiero teraz? – spytał zaskoczony Rick. Wzruszyłam ramionami.
– Nie znam go. Zresztą nie widziałam twarzy, ale nie wydawał się znajomy.
– On? – zapytała Caroline.
– Tak, na stówę to był mężczyzna.
– Enzo – powiedział Stefan, jakby sam do siebie. Potem znacząco spojrzał na Damona, a ten niemal niezauważalnie skinął głową.
Coś ukrywali. Spojrzałam na twarze Caroline i Ricka, ale ci niczego nie zauważyli. A więc sama będę musiała odkryć, o co chodzi. I od kiedy Damon ma przede mną tajemnice? O których wie Stefan? Dziwne...
W pokoju zapanowała cisza. Słyszałam tylko ciche oddechy innych.
– Damon, pojedziesz ze mną po moje rzeczy? Bo Rick zapomniał... - poprosiłam. Skinął głową.
***
Weszłam do salonu. W ręce trzymałam małą torbę na różne głupoty. Damon stał oparty o framugę drzwi i śledził każdy mój ruch, tak jakbym miała nagle zapaść się po ziemię albo rozpłynąć w powietrzu.
Chwyciłam do ręki czarną ramkę w białe serca, ze zdjęciem moim, Jeremiego i rodziców. Wszyscy byliśmy uśmiechnięci, zadowoleni z życia. Jak to możliwe, że teraz wszystko wygląda zupełnie inaczej? Cały czas mam kłopoty, i to poważne. Nie typu „dostałam jedynkę ze sprawdzianu z matmy, a jestem zagrożona”, tylko „znowu ktoś chce mnie zabić”.
– Pamiętam ten dzień. To były moje dziewiąte urodziny. Przyjechała Jenna. Dostałam pierwszy rower, no wiesz, taki prawdziwy, bez bocznych kółek. Cieszyłam się. Jeremy miał wtedy siedem lat, był zazdrosny. – Uśmiechnęłam się do wspomnień i spojrzałam na Damona. Stał w tej samej pozycji i przyglądał mi się uważnie.
– Co...
– Musimy porozmawiać – poinformował mnie z powagą wypisaną na twarzy i smutkiem w oczach. –Usiądź.
Usiadłam posłusznie na kanapie, pakując wcześniej zdjęcie do torby. Damon zajął miejsce obok mnie. Chciałam chwycić go za rękę, ale szybko zabrał dłoń i przeczesał nią włosy. Zabiło mi szybciej serce.
– Damon, co się dzieje?
Wampir wziął głęboki oddech i spojrzał mi głęboko w oczy.
– Musimy się rozstać. – Na te słowa w moich oczach pojawiły się łzy.
– O czym ty mówisz? – Głos niebezpiecznie mi drżał. Ale nie mogłam płakać, najpierw musiałam się dowiedzieć, co on znowu wymyślił.
– Musimy się rozstać – powtórzył.
– Ale... Dlaczego? – Wstał z kanapy i zaczął krążyć po pokoju.
– Enzo. Gdyby nie to, że cię kocham, nic by ci nie groziło – powiedział obojętnym tonem, ale jego oczy zdradzały mi, jak się teraz czuje. Zrozpaczony perspektywą utraty czegoś, o co walczył ostatni rok.
– Damon, damy radę. Poradzimy sobie z nim tak jak z każdym innym problemem...
– Nie rozumiesz. Są miliony wampirów, którym coś zrobiłem. Zabiłem im bliskich, zniszczyłem coś, na czym im zależało. Będą chcieli zemsty, więc ty będziesz na celowniku, bo mi na tobie cholernie zależy, Eleno. Znajdą nas i zabiją cię, żebym cierpiał tak jak oni.
Trzęsły mi się ręce, a w gardle rosła ogromna gula.
– Chcesz się poddać? Teraz, kiedy uświadomiłam sobie, że cię kocham, ty odpuszczasz? Uciekasz od problemów? Walczyłeś o mnie, mówiłeś, że nigdy mnie nie zostawisz, a teraz co? – Wstałam i podeszłam do niego. Chwyciłam jego twarz w dłonie zmuszając go, by spojrzał mi w oczy.
Odwrócił się gwałtownie i uderzył ręką w stół, co wywołało ogromny huk.
– Nie pomagasz mi, Eleno – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
– Oczywiście, że nie. Myślałeś że będę ci potakiwać, kiedy ty będziesz gadał jaki to jesteś dla mnie nieodpowiedni? Jak ty sobie to teraz wyobrażasz? Mieszkamy w jednym domu. Nie będę potrafiła zasnąć wiedząc, że jesteś kilka pokoi dalej, a ja nie mogę do ciebie przyjść! – wykrzyknęłam, a po moich policzkach pociekły łzy. Otarłam je pospiesznie.
– Rozmawiałem ze Stefanem...
– Więc o to chodziło w salonie?
– Zauważyłaś? – Nawet na mnie nie spojrzał.
– Tak. I nie podoba mi się to, ze rozmawiałeś o naszym związku z twoim bratem. Przecież Stefan teraz zrobi wszystko, żeby nam się nie udało.
– Gdy tylko rozprawimy się Enzo, wyjadę. Stefan będzie mnie informował co z Katherine. –Słuchałam tym słów, wylewając z siebie coraz więcej łez. Jak to wyjedzie? – W razie czego przyjadę, zatrzymam się jakieś dwie godziny drogi od Mystic Falls. Wtedy nikt nie zorientuje się, że w ogóle kiedyś się widzieliśmy, a ty będziesz bezpieczna. – Mówiąc to, z jego oczu też pociekły łzy, które szybko wytarł w koszulę. Pewnie bał się, że je zobaczę.
– Super – wysyczałam tylko i poszłam na górę.
******************************************************************
Rozdział dedykuję mojej stałej czytelniczce Ani, dzięki której ten rozdział zmienił się na lepszy ;**
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za ten rozdział xd Przepraszam że tak długo musieliście czekać, ale trochę się z nim męczyłam xd Dziękuję za tak dużo wspaniałych komentarzy ;* Nie miałam pojęcia, że aż tak dużo osób czyta tego bloga :) Pozdrawiam ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz