sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział Szesnasty

Szłam ulicą, a ciepłe promienie słońca grzały moją skórę. Nie miałam ochoty jeszcze wracać do pensjonatu, mimo że Caroline dzwoniła do mnie kilka razy z informacją, że mam nie spóźnić się na wspólny obiad. Nie miałam pojęcia, czy blondynka wiedziała o zajściu między mną a Damonem. Jeśli tak, nic o tym nie wspomniała. 
Na samą myśl o wydarzeniu sprzed dwóch godzin łzy napływały mi do oczu, a serce rozrywało się od środka. Po co mi były te dwa tygodnie z nim, skoro chciał mnie zostawić? Tak szczęśliwe tygodnie. Słodkie pocałunki, miłe rozmowy, zabawne sprzeczki. Wszystko to się skończyło. Ale już było za późno. Damon chciał się rozstać, a ja nie mogłam nic na to poradzić. 
Sprawa Enzo niedługo się zakończy. Znajdziemy go i zabijemy, zanim on zabije mnie, a potem Damon wyjedzie. Po prostu mnie zostawi, żebym mogła „ułożyć sobie życie z kimś lepszym”. Miałam cichą nadzieję, że wróci, tak jak w Londynie. Nie mógł wytrzymać beze mnie nawet jednego dnia. Tyle że wtedy chodziło o coś zupełnie innego. Wtedy go odrzuciłam. Żałowałam, że go pocałowałam. Teraz chodziło o moje bezpieczeństwo, więc Damon będzie nieugięty. 
Stefan też jest za tym, żeby jego brat opuścił miasto, a ja znam powód. Chce do mnie wrócić, bo wciąż mnie kocha. I ja też go kocham, zależy mi na nim i nie chcę go stracić, ale to nie to samo co wcześniej. A Damon... Nie umiem bez niego żyć. Nie umiem zająć myśli czymś innym niż jego niebieskie oczy, słodkie usta i ciepłe dłonie.
Łzy wylały się z moich oczu wraz z całym cierpieniem i bólem. Otarłam je pospiesznie wierzchem dłoni. Nawet nie zorientowałam się, że podświadomie wybrałam drogę do pensjonatu. Przez ten sam las, w którym rano prawdopodobnie czaił się Enzo. Wzięłam głęboki oddech żeby się uspokoić i ruszyłam dalej, szybciej niż przed chwilą. 
Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Otworzyłam drzwi i weszłam na korytarz, a stamtąd do kuchni. Poczułam zapach owocowej herbaty i tostów. Z salonu dobiegały odgłosy rozmowy, ale nie miałam ochoty sprawdzić, kto to. Na stole stał talerz z pieczonym chlebem i kubek bursztynowego napoju, a przy nim kartka:

Spóźniłaś się na obiad, ale pewnie jesteś głodna. Czekam do góry. Musimy porozmawiać! C.

Uśmiechnęłam się pod nosem i zgniotłam kartkę, po czym wyrzuciłam ją do kosza. Wzięłam do ręki tosta i kubek z parującą herbatą, po czym weszłam na górę. Stanęłam na środku korytarza zdezorientowana. Który pokój to mój? 
– Caroline! – krzyknęłam głośno, czekając na blondynkę. Nie minęło kilka sekund, a drzwi naprzeciwko pokoju Jera otworzyły się. Wyszła z nich wampirzyca w granatowej sukience w białe, drobne kwiatki.
– Wiesz, że nie musiałaś tak wrzeszczeć? Usłyszałabym cię – powiedziała i uśmiechnęła się ciepło. –Pomogę ci. – Wzięła ode mnie talerzyk i spojrzała na mnie z iskierkami zaciekawienia w błękitnych oczach. 
Na lawendowych ścianach wisiały szaro-białe obrazki w czarnych ramkach, o  różnych wielkościach. Po lewej stronie stało ogromne łóżko z białą ramą, w której wyrzeźbione były maleńkie pąki róż. Na czarnej, satynowej pościeli leżało sporo purpurowych poduszek. Na przeciwko łóżka znajdowała się duża, rozsuwana szafa z ogromnym lustrem , a wokół niego były przyklejone zdjęcia. W rogu, przy dużym, otwartym oknie z powiewającymi fiołkowymi zasłonami stała półka na książki. Odłożyłam kubek na biurko zaraz obok mnie.
Zafascynowana podeszłam bliżej i przejechałam opuszkami palców po grzbietach, rozpoznając ulubione tytuły. 
– Kto to wszystko urządził? – zapytałam cicho, obracając się do Caroline. 
– Ja i Damon. Głównie ja, bo Damon siedział z tobą cały czas, ale dorzucił parę fajnych pomysłów – rzuciła, a mi ścisnęło się serce na myśl o wampirze. Dziewczyna podeszła do okna i włożyła ręce pod spód parapetu. Pociągnęła lekko i rozłożyła go tak, że stał się dużo większy. Otworzyła małą szufladkę, którą zauważyłam dopiero teraz, i wyciągnęła z niej kolorowy koc. – Powiedziałam mu, że lubisz czytać, a on pomyślał nad jakimś wygodnym miejscem. No i popatrz, co wymyślił. – Dumna oparła ręce na biodrach i obejrzała się na mnie.
Zagryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać. Caroline westchnęła głośno na widok mojej miny i wyciągnęła do mnie rękę. Ujęłam jej dłoń, a dziewczyna zaprowadziła mnie na łóżko. Łzy wylały z moich oczu, płynąc strugami po policzkach. 
– Kiedy to zrobiliście? – zapytałam cicho. 
– Jak zerwałaś ze Stefanem. Damon powiedział, że przydałby ci się tutaj, w pensjonacie, pokój. No i tak zaczęliśmy rozmawiać i stwierdziliśmy, że urządzimy ci tutaj twój własny kącik. To on powiedział, że urządzimy na czarno-fioletowo-biało. Trzeba powiedzieć, ma gust. – Uśmiechnęła się do mnie lekko. – Alaric z chłopakami powstawiali meble jak byliśmy w Londynie. 
Tyle dla mnie zrobił. Nie miałam o tym pojęcia. Nawet nie zauważyłam nieobecności Caroline. 
– Skąd wiedziałaś, że coś się stało? – Odwlekałam wyznanie jej prawdy. Nie chciałam powiedzieć na głos, że Damon ze mną zerwał. To było równoznaczne z pogodzeniem się z tą sprawą. 
– Damon wszedł wkurzony do domu. Zapytałam się, gdzie jesteś, ale nie odpowiedział. Obrzucił mnie tym morderczym spojrzeniem i poszedł dalej. Twoje walizki wrzucił tutaj, a sam zamknął się u siebie – powiedziała. Rozejrzałam się, ale nie zauważyłam nigdzie bagażu. – Rozpakowałam już... Zostawiłam tylko ramki do zdjęcia i szkatułki, bo nie wiedziałam, gdzie co położyć. Torba jest w szafie. 
– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niej wdzięcznie. 
– A teraz powiedz mi, co się stało. Martwiłam się jak tak długo nie wracałaś. 
– Damon ze mną zerwał – wyszeptałam. Patrzyłam w swoje stopy, ale czułam na sobie zdziwiony wzrok Caroline.. 
– Zaskoczyłaś mnie. Znaczy... wydawało mi się, że się rozstaniecie ale nie sądziłam, że tak szybko. –Jej stanowczy głos sprawił, że poderwałam głowę do góry. 
– On mnie kocha - powiedziałam dobitnie. – Zerwał ze mną, bo... 
Przerwał mi dźwięk telefonu wampirzycy. Szybko przeleciała wzrokiem po ekraniku komórki i zrobiła przepraszającą minę. 
– Zapomniałam... Umówiłam się z moją mamą na babski wieczór, nie złościsz się, że nie zostanę? – Uśmiechnęła się do mnie słabo. Uniosłam kąciki ust ku górze.
– Jasne, wpadnij jutro. Dowiedz się co z Bonnie, nie będę do niej dzwonić. 
Caroline cmoknęła mnie w policzek i wyszła. 

***

  Drogi Pamiętniku!
  Miesiąc temu zerwał ze mną Damon. Zabawne, co? Niedawno pisałam Ci, że on mnie nie skrzywdzi, nie zostawi, nie odpuści. A co zrobił? Posklejał moje serce, doprowadził je do stanu używalności i chyba mu się to nie spodobało. Wziął i pociął je na małe kawałki jak na drobne skrawki papieru. Wszystko przeżywam od nowa, tak jak ze Stefanem. Tylko że teraz nie ma przy mnie dobrego przyjaciela, który zajmie się mną. Wiem to, więc próbuję się nie załamać. Uśmiecham się, gdy wymaga tego sytuacja. Śmieję się, gdy robią to wszyscy wokół. Żartuję z Jeremim, a nawet droczę się z Rickiem. Ale co mi to daje? Tylko większy ból. Świadomość, że już nie umiem być szczęśliwa. A robię to tylko po to, żeby pokazać Damonowi, że nie ma się o co obwiniać. Chcę żeby myślał, że szybko się pozbierałam i jest ze mną w porządku. Ma wyjechać bez poczucia winy, że zostawił tutaj mój wrak, a nie mnie, a taka jest prawda. On chce mojego lepszego życia, więc ja też dam mu tyle, ile mogę. Ma zacząć od nowa. Zakochać się, poukładać sobie wszystko i dojść do wniosku, że byłam błędem. Ma nie rozmyślać o mnie, nie tęsknić.
  A ja będę zamykać się co wieczór w pokoju, tak jak przez ostatni miesiąc. Będę płakać w poduszki, próbując stłumić ból. Może kiedyś zapomnę. Może kiedyś ponownie się zakocham, będę szczęśliwa. Ale czy tego chcę? Nie wiem... Jak mogę chcieć żyć bez Damona? Nie mam zamiaru zapomnieć. Muszę pamiętać.
  Ale kiedy wchodzę do domu, a on siedzi na fotelu popijając whisky... Nie rozmawiam z nim, staram się unikać jego wzroku. Boję się, że jak usłyszę jego głos wymawiający moje imię, nie dam rady. Wybuchnę płaczem, załamię się i zniknę... Tak by było najlepiej. Ale muszę tutaj być, dla Jeremiego. Nie zostawię go.
Twoja Elena.

Odłożyłam pamiętnik w zielonej okładce obok siebie, ocierając łzy. Siedziałam na parapecie w swoim pokoju, patrząc w okno. Wielkie krople bębniły w okno, po czym spływały strugami w dół. Drzewa uginały się od mocnego wiatru, niemal sięgając ziemi. Nie było widać księżyca ani gwiazd. Wszędzie było ciemno i zimno, i to już od kilku dni.
Tarcza zegarka wskazywała trzecią, a ja przypatrywałam się wskazówce sekundowej, która z cichym tykaniem raz po raz robiła pełny obrót. 
Położyłam się do łóżka, nie zgaszając światła. Zamknęłam oczy, ale sen się nie pojawił. Przed oczami pojawiała mi się twarz Damona, szeroki uśmiech, niebieskie oczy z iskierkami szczęścia, kruczoczarne włosy... Westchnęłam cicho i nakryłam się kołdrą po samą brodę. 

***

Elena mnie unikała. Spodziewałem się tego, że mnie znienawidzi, ale nie tego, że pozbiera się tak szybko. Ale tak było lepiej. Nie czułem się aż tak winny, bo była szczęśliwa. Mimo to zraniło mnie to. Cholera! Dlaczego musiałem się zakochać? Wolałem życie z alkoholem i imprezami. Chciałbym powrócić do tego, ale nie umiem. Za każdym razem, gdy chciałem napić się krwi prosto z żyły, hipnotyzowałem dziewczynę, która wpadła mi w oko. Żadnej nie zaatakowałem. Jedna miała czekoladowe, duże oczy. Druga kasztanowe włosy, a jeszcze inna pełne usta. A wtedy przed oczami stawała mi Elena, wyraz jej twarzy gdyby dowiedziała się, że znów piję krew prosto z żyły. Ściągnięte brwi, zmrużone oczy i wargi zaciśnięte w wąską kreskę. 
Rozmyślanie przerwało mi ciche pukanie do drzwi. Odstawiłem szklankę z burbonem na szafkę i przeciągnąłem się. 
– Proszę - mruknąłem pod nosem. Kogo tutaj niesie do cholery o trzeciej w nocy? 
W pokoju pojawił się Rick. W granatowej piżamie w białą kratę, z butelką whisky w ręce. 
–Czego chcesz? – fuknąłem. Nie potrzebowałem jego towarzystwa. 
– Wiem, że rozstałeś się z Eleną...
– Jasne, że wiesz. Wie o tym każda osoba z Mystic Falls, wliczając w to niedosłyszącą pani McCourtney, która w zeszłym tygodniu obchodziła swoje dziewięćdziesiąte urodziny. 
Alaric usiadł obok mnie i podał mi butelkę z alkoholem. Pociągnąłem z niej łyk i oddałem butelkę kumplowi. 
– Od jakiegoś czasu nie bywasz w Grillu – stwierdził. – Czekam na ciebie co wieczór, ale nigdy nie przychodzisz. 
- Mogę się na nią natknąć, a nie chcę jej psuć dnia swoim widokiem. - Uśmiechnąłem się ironicznie i oparłem głowę o poduszkę. - Jest szczęśliwa, nie popsuję tego znowu. 
Rick spojrzał na mnie zdziwiony, a brwi podjechały mu prawie na czoło. 
- Szczęśliwa? O czym ty mówisz? - Spojrzałem na niego jak na idiotę. 
- Musisz przejść się do okulisty, Rick. Nie widzisz, jak się śmieje? Chodzi z Caroline na zakupy, uśmiecha się, biega co rano, wygłupia się z bratem. Tak powinno być, nie uważasz? - Pociągnąłem następny łyk burbona, patrząc się w sufit. 
- Jesteś głupi, Damon. Wiem, że czasem nie myślisz, ale to jest przesada - mruknął i przeczesał dłonią włosy. Spojrzałem na niego zaciekawiony. - Wytłumaczę ci. Ty widzisz jak się uśmiecha, bo tego chcesz. Ja widzę, jak uśmiechem próbuje ukryć ból. Ty widzisz, jak chodzi z Caroline na zakupy, bo tego chcesz. Ja widzę, jak próbuje o tobie zapomnieć. Ty widzisz, jak co rano biega, bo tego chcesz. Ja widzę, jak próbuje odreagować stres. Ty widzisz, jak droczy się z Jerem, bo tego chcesz do cholery! Ja widzę, jak pokazuje mu, że wszystko u niej w porządku mimo, że tak nie jest! Przejrzyj na oczy, Damon, ona się z niczym nie pogodziła. A ty znasz ją na tyle dobrze, że powinieneś to zauważyć w przeciągu miesiąca.
Wstał i wyszedł, jak gdyby nigdy nic. Patrzyłem na zamknięte za nim drzwi osłupiały, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Czy to... Nie. Na pewno nie. Elena jest szczęśliwa, a on nie chce tego dostrzec. A może to ty nie chcesz widzieć, jak cierpi? - szepnęła mi moja podświadomość. 
Wstałem z łóżka, nie myśląc o tym, co robię. Jak zahipnotyzowany otworzyłem drzwi, przeszedłem przez korytarz i stanąłem przed drzwiami z ciemnego drewna od pokoju Eleny. Wytężyłem słuch i usłyszałem jej spokojny, miarowy oddech. Spała. Cicho otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. 
Światło z lampki przy stoliku oświetlało jej twarz. Miała podpuchnięte, czerwone oczy i ślady łez na policzkach. Ścisnęło mnie serce na ten widok. To przeze mnie. Skrzywdziłem ją. Cicho podszedłem do dziewczyny i odgarnąłem z jej policzka zabłąkany kosmyk włosów. 
Chciałem się odwrócić i wyjść, zabić kilku ludzi, odreagować. Bolało mnie to, co jej zrobiłem. Ale mój wzrok padł na zielony notes leżący na parapecie Eleny. Wahałem się tylko ułamek sekundy. Otworzyłem pamiętnik na jej ostatnim wpisie z... dzisiaj. 
Szybko go przeczytałem i ugięły się pode mną kolana. Ona wcale mnie nie znienawidziła. Wręcz przeciwnie. Próbowała uratować mnie przed poczuciem winy. Co noc płakała, a ja spałem spokojnie kilka pokoi dalej. Chciała mojego dobra po tym, jak ją zraniłem. Ale nie mogłem inaczej. Cholera! Wszystko, za co się wezmę, się rozsypuje. 
Ukryłem twarz w dłoniach, zrozpaczony. Jestem idiotą! Jak mogłem tego nie zauważyć?! Nigdy nie przejdzie mi przez myśl, że Elena była tylko błędem. 

*********************************************************************************

A więc jestem ;D Długo mi zajęło pisanie tego rozdziału, ale miałam mały zanik weny. Nie jestem zadowolona  tego rozdziału, ale nic nie poradzę :) W przeciągu kilku następnych rozdziałów zacznie się więcej akcji ;) Pozdrawiam ;** 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum