sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział Czternasty

Nie mogłam odnaleźć się w obcym mieście. Ulicą przechadzali się ludzie, ubrani w ciemne płaszcze przeciwdeszczowe, na głowę mieli zarzucone kaptury, inni trzymali w ręce szare parasole. 
Na moją twarz spadała kaskada kropel. Zmrużyłam powieki, by woda nie wpadała mi do oczu. Mokre włosy pozlepiały mi się w długie strąki i przykleiły do pleców. Różowa koszulka, cała przemoczona, ziębiła moje drżące ciało. 
Rozejrzałam się nerwowo, ale w tym tłumie nie mogłam dostrzec osoby, której szukałam. Na ulicy zaczęły tworzyć się coraz większe kałuże. Ruszyłam w końcu wzdłuż sklepów, oddychając nerwowo.
Gdzie mógł się podziać Jeremy? Przecież jeszcze przed sekundą tu był. Wysokie, szklane wieżowce zdawały się sięgać granatowego nieba. Objęłam się ramionami, drżąc z zimna. Po chwili zaczęłam szczękać zębami, zwracając na siebie uwagę ludzi. Zignorowałam ich, uparcie idąc przed siebie. 
Wokół nie było żadnej rośliny. Całe miasto było bezbarwne, pozbawione jakichkolwiek kolorów. 
– Jeremy! – krzyknęłam w końcu zachrypniętym głosem. Trzęsły mi się ręce, więc zacisnęłam je w pięści. – Jeremy! 
Dostrzegłam w końcu w tłumie brązową czuprynę. Miał założoną białą koszulę, prześwitującą przez mocno padający deszcz. Zimny wiatr chłostał mi twarz i rozwiewał cienką spódniczkę. 
Zaczęłam biec. Musiałam go dogonić. Miałam mu coś powiedzieć, za coś go przeprosić. Zapomniałam o czym. 
Rozpryskiwałam balerinkami wodę na chodniku, biegnąc do brata. 
– Jeremy! – zawołałam jeszcze raz. Byłam od niego zaledwie kilka kroków. 
Odwrócił się do mnie powoli. Ciemne oczy miał bez wyrazu, patrzące w pustkę. Jasna koszula była z przodu cała poplamiona krwią. Oddech zaczął mi się urywać. Bezsilnie próbowałam zaczerpnąć powietrza do płuc. Ciemnoczerwona pręga na szyi chłopaka krwawiła. Jeremy osunął się powoli na ziemię. Padłam na kolana. Podczołgałam się do niego, całkowicie mocząc ubrania. Ułożyłam jego głowę na moich kolanach. 
– Pomocy! Pomóżcie mi! On umiera! – krzyknęłam. Nikt nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi. Przechodzili obok nas obojętnie, nie zauważając kałuży zabarwiającej się na czerwono od krwi. 
– Jeremy. Jeremy, nie zostawiaj mnie – szeptałam gorączkowo. To przecież niemożliwe. On nie mógł... na pewno żył. – Obudź się, Jeremy, proszę. Otwórz oczy. Jeremy! 
Ale chłopak się nie ocknął. Leżał bezwładnie na mokrym chodniku z poderżniętym gardłem. Po moich policzkach spływały słone łzy, niemal paląc moją chłodną twarz. Zaniosłam się szlochem, czując pękające serce. Czarna dziura zaczęła mnie pochłaniać, nie pozwalając pożegnać się z bratem. Obraz zaczął mi się rozmywać przed oczami, odgłosy przycichły, a po chwili nie słyszałam już nic. Ciszę przerwał męski, głęboki głos, ociekający nienawiścią.
– Witaj, maleńka. Nareszcie się spotykamy. 

Otworzyłam gwałtownie oczy, wciągając do płuc powietrze. Coś gryzło mnie w oczy. Łzy. Gorące łzy spływały mi po policzkach. Nie. To nie może być prawda. Jeremy nie umarł. Żyje. Tylko muszę go odnaleźć. Zignorowałam drżenie ciała i poderwałam się z łóżka. Okropne kłucie w sercu nie dawało mi się skupić. Podeszłam szybko do szafy, ale nie znalazłam tam żadnych swoich ubrań. Cholera! Będę musiała tracić czas i i wracać do domu. 
Wbiegłam do łazienki, zrzucając w biegu czarną koszulę i zakładając ubrania z poprzedniego dnia. Nie rozczesywałam włosów i nie myłam zębów, nie było na to czasu. Chciałam wyjść z łazienki, ale coś mi to uniemożliwiało. Poderwałam głowę w górę i spostrzegłam zmartwione i zdezorientowane spojrzenie Damona, przeszywające mnie na wylot. 
– Przesuń się, spieszę się – warknęłam, ale nie zareagował. Łzy nadal gęsto spływały po mojej twarzy. 
– Co się dzieje, Elena? – zapytał zdenerwowany. Jak on mógł się teraz pytać o takie rzeczy? Muszę znaleźć Jeremiego! 
Z całej siły zaczęłam okładać go pięściami i popychać, ale stał niewzruszony. Chwycił mnie w końcu za ręce i przycisnął plecami do ściany. 
– O co ci chodzi? Co się stało? – W jego głosie pobrzmiewała nuta troski, ale przeważał strach.
– Muszę go odnaleźć. Nie mogę go stracić, Damon. Więc łaskawie mnie puść, bo nie mogę tracić czasu na pogawędki z tobą – syknęłam i spróbowałam mu się wyrwać, ale tylko wzmocnił uścisk. 
– Kogo? 
– Jeremiego! Przecież chcą go zabić! – wydarłam się. 
– Jeremy śpi dwa pokoje dalej, Eleno – odpowiedział stanowczo, rozluźniając się. 
Jak to? Przecież widziałam... Był martwy. Ale to ktoś mnie zahipnotyzował, żebym go nie szukała. Na pewno. Może teraz go torturowali, albo...
– On miał poderżnięte gardło... Ale to nieprawda... Musisz tylko pomóc mi go znaleźć. Damon, proszę, pospiesz się – wydusiłam z siebie i zaniosłam się szlochem. 
– Sh... To był tylko sen, księżniczko. Jest trzecia w nocy, a twój brat jest bezpieczny – wyszeptał i przytulił mnie do siebie. 
– Nie wierzę ci – odparłam i wyrwałam mu się. 
Przebiegłam przez pokój i wybiegłam na korytarz, ciężko dysząc. Otworzyłam pierwsze drzwi z lewej na ciemnym korytarzu i zapaliłam światło. Zauważając tam tylko Ricka, zgasiłam je i wyszłam. Serce podchodziło mi do gardła, gdy zaglądałam do drugiego pokoju. Ktoś leżał na łóżku, oddychając miarowo. Podeszłam bliżej, tym razem nie przejmując się mrokiem. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, dostrzegłam tak dobrze znaną mi twarz. Brązowe włosy okalające okrągłą twarz, jasna cera, widoczna nawet w mroku nocy. 
– Jeremy! – wykrztusiłam i migiem pokonałam dzielącą nas odległość. 
Otworzył mozolnie oczy i mrugnął kilka razy. Przyciągnęłam go do siebie, głaszcząc delikatnie jego miękkie włosy. 
– Żyjesz – wyszeptałam mu do ucha. Z moich oczy znów wylały się łzy, tym razem ulgi i radości. – Nic ci nie jest. Wszystko w porządku – powtarzałam jak mantrę. 
Jeremy po chwili objął mnie ramieniem i wtulił twarz w moją ramię. Głaskał mnie uspokajająco po plecach. 
– Co się stało? Już dobrze, Eleno, powiedz o co chodzi – wyszeptał cicho drżącym głosem. 
– Zły sen – usłyszałam za sobą tak dobrze znany mi głos. Przyciągnęłam Jeremiego jeszcze bliżej siebie. 
– Przepraszam, że cię obudziłam – powiedziałam. Przypomniał mi się sen. Chciałam go przeprosić. Tylko za co? Nagle mnie olśniło. Wzięłam jego twarz, nagle rozbudzoną, w dłonie. – Przepraszam, że jestem złą siostrą. Przepraszam, że spędzam z tobą tak mało czasu i wciągnęłam cię w to badziewie. Obiecuję, że się poprawię. Będziemy razem wychodzić i nie będziemy się już kłócić. Nie będę narażać cię na niebezpieczeństwo – mówiłam gorączkowo. 
– Elena, jesteś dobrą siostrą. Lepszej już nie można mieć – przerwał i pogłaskał mnie po policzku. – Idź spać. 
Pocałowałam go delikatnie w czoło i poczekałam, aż się położy. Siedziałam z nim i obserwowałam jego spokojną twarz. Wyszłam dopiero gdy zasnął. Damon stał oparty o framugę drzwi, ze spokojem wymalowanym na twarzy, cały czas mnie obserwując. Stanęłam niepewnie na przeciwko niego. Zalała mnie fala wstydu. Zrobiłam taką aferę... przecież to był tylko sen. 
– Chodź – wyszeptał i wyciągnął do mnie rękę. Ujęłam ją bez wahania i dałam się poprowadzić ciemnym korytarzem do naszej sypialni.
Czasem na prawdę nie myślę. Oczywiście, że to był tylko sen. Nigdy w życiu nie doprowadziłabym do sytuacji, w której coś złego stało by się Jeremiemu. Rick też by na to nie pozwolił. Mój młodszy braciszek był bezpieczny. Nic mu nie groziło. Nie było takiej możliwości. 
– Usiądź – dobiegł mnie głos Damona. Zorientowałam się, że jesteśmy już w naszej sypialni, wampir leży na łóżku i czeka, aż zrobię to samo. 
Usadowiłam się wygodnie obok niego. Obróciłam się plecami do niego, a wampir objął mnie w talii, rysując na moim brzuchu kółka palcami. 
– Muszę się przebrać – uświadomiłam sobie nagle, że wciąż jestem ubrana. Już chciałam wstać, gdy Damon mnie powstrzymał. 
- Nie trzeba - wyszeptał. 
Zsunął ze mnie powoli bluzkę. Jego dotyk wręcz parzył moją skórę. Następnie delikatnie pocałował mnie w brzuch. Po moim ciele przeszedł dreszcz przyjemności. Potem zdjął mi legginsy, a ja zostałam w samej bieliźnie. Przejechał palcami po moim nagim udzie, a mnie zalała fala podniecenia. Damon przeturlał się, zawisając nade mną. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam go do siebie. Musnął wargami moje usta. Pogłębiłam pocałunek. Wdarł się językiem do moich ust, przejeżdżając dłońmi po moim ciele. Naznaczył językiem trasę od moich ust aż do piersi i z powrotem. Wydałam z siebie cichy, niekontrolowany jęk. Pchnęłam go delikatnie, siadając na nim okrakiem. Naznaczyłam pocałunkami cały jego tors i szyję. Damon zręcznie odpiął mi stanik. W głowie pojawiła mi się myśl "ma wprawę", ale szybko ją zignorowałam. Znów się przeturlał, ponownie nade mną zawisając. Zsunął ze mnie majtki, a ja to samo zrobiłam z jego bokserkami. Wampir zaczął zachłannie całować moje piersi, a ja cicho zajęczałam. Złapałam go pod brodę i przyciągnęłam do siebie w namiętnym pocałunku. 
 – Nie mogę – wyszeptałam prosto w jego usta. Damon zbytnio się tym nie przejął. Przejechał wargami po mojej szyi, doprowadzając mnie do szaleństwa. – Naprawdę nie mogę. 
– Dlaczego? – wychrypiał. Spojrzał mi w oczy. W jego własnych tańczyły iskierki podniecenia. 
– Obok śpi Alaric. I Jeremy. I Stefan – powiedziałam cicho. 
Damon uśmiechnął się szeroko i skradł mi jeszcze jeden pocałunek. 
– Elena się wstydzi, że ktoś ją usłyszy – stwierdził i wybuchnął śmiechem. 
– Daj spokój. Nie nabijaj się ze mnie – burknęłam pod nosem i go z siebie zrzuciłam. 
Opadł zrezygnowany obok, obejmując mnie ramieniem. 
– Oczywiście księżniczko – wyszeptał cicho i pocałował mnie w policzek. Aż nie dowierzałam własnym uszom. Nie nalega? Odpuścił? Co się z nim stało? 
Spojrzałam na niego pytająco. 
– Jeszcze piętnaście minut temu byłaś pewna, że twój brat nie żyje. Albo żyje, tylko ktoś go porwał. Albo jesteś zahipnotyzowana. Dam ci dzisiaj spokój – powiedział. Na te słowa szybki oddech jeszcze bardziej przyspieszył. 
Zalała mnie fala okrutnych wspomnień. Poplamiona krwią biała koszula. Ludzie przechodzący obojętnie obok nas. Puste oczy Jeremiego. Poderżnięte gardło. I głos. Dopiero teraz wróciłam uwagę na ostatnie słowa z mojego snu. Czy miały one jakieś znaczenie? Pewnie nie... A przynajmniej taką miałam nadzieję. Jeżeli były ważne, śmierć mojego brata też co oznaczała. 
– W porządku? – zapytał cicho Damon, ścierając samotną łzę z mojego policzka. – Opowiedz mi –poprosił cicho. 
– Wszędzie była krew. A on leżał martwy, cały przemoczony od deszczu. Ludzie mieli nas gdzieś, jakbyśmy nie istnieli, byli niewidzialni. Nie umiałam mu pomóc – przemilczałam kwestię tajemniczego, męskiego głosu. 
– Już dobrze – wyszeptał i przyciągnął mnie do siebie. 
Oparłam głowę na jego torsie i dość szybko zapadłam w sen.

******************************************************************

Przybywam z kolejnym rozdziałem! :D Coraz mniej osób zagląda na tego bloga :c Jak mam przerwać z pisaniem, jakieś uwagi czy coś, piszcie! ;) Przypominam o drugim blogu: http://elena-and-damon-inna-historia.blog.pl/ <3 Pozdrawiam ;**

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum