sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział Siedemnasty

Jak zwykle siedziałam na kanapie w salonie, oglądając bezsensowne seriale detektywistyczne. W sweterku na ramionach nie było mi za gorąco, mimo że była końcówka lata. Jakoś tak ponuro się zrobiło ostatnio, całkiem jak w moim życiu. Wszystko bez koloru, bezbarwne, nic nie znaczące. Czerń otulająca wszystko wokół, a ja pośrodku, odcięta od zapachów, dźwięków i widoków. Ciągłe udawanie, że widzę wszystko w kolorowym świetle, że wychodzenie do Grilla sprawia mi przyjemność, tak jak zakupy. Chęć spędzenia reszty życia pod kołdrą, która odegna wszystkie problemy. Z tego właśnie składał się ostatni mięsiąc mojego egzystowania. 
A wszystko dlatego, że Damon powiedział trzy słowa. Trzy słowa, które zgasiły ten mały promyczek szczęścia w moim życiu. "Koniec z nami". A wtedy niebo mojego świata zawaliło się i przygniotło mnie ciężarem, którego nie umiem znieść. 
Nadal nie jestem w stanie pojąć, dlaczego rozstanie z Damonem wywołało u mnie kilka razy gorszy skutek niż rozstanie ze Stefanem. Może dlatego, że to nie był jego wybór? Przecież Stefan zrobił to przez wyłączenie uczuć a co za tym idzie, hipnozę. Nie skrzywdził mnie świadomie, nie miał na to żadnego wpływu. A Damon pomógł mi się z tym uporać. A teraz nie ma przy mnie żadnego aroganckiego wampira, dzięki któremu zapomniałabym o przeszłości.
Co noc budzę się z nadzieją, że on będzie przy mnie. Otulona jego ramionami i zapachem otworzę oczy i pierwszą rzeczą, jaką zobaczę, będą jego niebieskie tęczówki. A wtedy skradnę mu nieśmiały pocałunek, a on nie pozwoli mi się odsunąć. 
Ale za każdym razem zawód boli mniej. Nadzieja słabnie, a ja muszę żyć dalej. Dla Jeremiego, dla Caroline, dla Ricka. Dla przyjaciół. Nadal będę chodzić na imprezy, próbując się uwolnić od nieznośnego kłucia w piersi. I pójdę na dzisiejsze ognisko na zakończenie wakacji. Może wszystko minie. 
Wyciągnęłam telefon i wystukałam wiadomość do Bonnie:
"Będę, ale trochę się spóźnię ;*
Wbiegłam po schodach na górę, wzięłam szybki prysznic i zaczęłam zastanawiać się, co na siebie włożyć. W końcu zdecydowałam się na jasne jeansy z kwadratowymi kieszeniami i czarną bluzkę w duże kwiaty. Zrobiłam delikatny makijaż i podkręciłam włosy. 
Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w lustro. Nie byłam brzydka. Byłam dość ładna. Uśmiechnęłam się na próbę i z ulgą stwierdziłam, że nie ma w nim nic niepokojącego. Żadna osoba, która będzie choć trochę wstawiona, nie zauważy smutku błąkającego się w moich brązowych oczach. 
Chwyciłam sportową torbę na ramię, wrzuciłam do niej klucze od pensjonatu, telefon i portfel. Wsunęłam czarne trampki i wyszłam.
Niebo było już czarne, księżyc w kształcie rogalika błyszczał na nim niczym diament w akompaniamencie perełek, które przypominały gwiazdy. Delikatny wiatr odgarniał mi z czoła kosmyki włosów, więc szybko wsiadłam do swojego czarnego auta. Powitał mnie zapach mięty. Nie włączając muzyki ruszyłam.
Od rana byłam sama w domu. Alaric siedział w szkole, pomagając z innymi nauczycielami ułożyć plan lekcji dla uczniów. Jeremy nocował u Tylera, a Damon i Stefan wręcz rozpłynęli się w powietrzu wczoraj wieczorem. Miałam nadzieję, że nie przyjdzie na ognisko. Chcę się dzisiaj dobrze bawić, a nie obserwować go ukradkiem. I zrobię to, dam radę. Zapomnę o Damonie, spędzę czas z przyjaciółmi i będzie dobrze. 
Przecież nawet z nim nie rozmawiam. Nawet jeżeli będzie na tym ognisku, nie muszę zwracać na niego uwagi, całkiem jak w domu. Ale nie będziesz mogła schować się przed nim w pokoju - szepnęła mi moja podświadomość. 
Zatrzymałam się w lesie, tuż obok polany przy posiadłości Lockwoodów, gdzie stało już kilka aut. Wysiadłam i od razu pożałowałam, że nie wzięłam ze sobą bluzy. Przez te kilka minut zrobiło się zimno, dostałam aż gęsiej skórki. 
- Elena! Jak miło cię widzieć - krzyknął Matt, który właśnie wyszedł z pomiędzy drzew. Uśmiechnęłam się. 
- Cześć. Idziemy po jakieś piwo? - zapytałam, kierując się w tą samą stronę co chłopak. 
- Alkohol jest przy samym ognisku, chodź. - Pociągnął mnie za rękę w stronę polany. 
Najpierw usłyszałam gwar ludzi, muzykę, śpiew i krzyki. Potem zobaczyłam wysokie płomienie, które oświetlały młodzież na czerwono i złoto. Wokół ogniska leżało kilka pociętych pni drzew, na których siedziało kilka osób i piekło kiełbaski. Tłum ludzi tańczył, a ja ze zdziwniem stwierdziłam, że na środku polany stoi czerwone auto Bonnie, z którego leci muzyka. 
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Możliwe, że dzisiaj przełamię tą barierę i zacznę normalnie żyć. Szkoła też mi pomoże. Wciągnęłam do płuc zimne powietrze i rozejrzałam się dookoła. Nigdzie nie widziałam Damona, więc odetchnęłam z ulgą. 
Matt pchnął mnie wśród tłum, kierując się zapewne w stronę butelek z piwem. Nie myliłam się. Po chwili doszliśmy do kolorowych skrzynek, w których były poustawiane różne rodzaje piwa, szampanów i wódki. Sięgnęłam po malinowe piwo.
- Dzięki Matt. Nie wiesz, gdzie Caroline albo Bonnie? - zapytałam głośno, starając się przekrzyczeć tłum. Pokręcił przecząco głową, więc poszłam ich szukać. 
Przedarłam się przez tańczących i sprawdziłam prowizoryczne ławeczki. Siedziała tam tylko para z drugiej klasy i Tyler z Jeremym. Podeszłam do nich.
- Widzieliście może dziewczyny? - zapytałam. Pokręcili przecząco głowami, więc poszłam rozejrzeć się po lesie. Potem sprawdziłam w aucie Bonnie.
Nie znalazłam ich. Tylko zmarzłam, poplątałam włosy o gałęzie i bolały mnie nogi. Zdążyłam wypić kilka kolejnych piw. Kręciło mi się w głwie i chciałam znależć się już w domu. Cholernie żałowałam, że tu przyszłam. Po co mi to było? Elena musi na siłę na nowo zacząć żyć. Prychnęłam sama na siebie, zdając sobie sprawę z własnej głupoty. Usiadłam zrezygnowana na pniu niewielkiego drzewa i potarłam zziębnięte ramiona. Oparłam głowę na ręce i zapatrzyłam się w wesoło trzaskający ogień. 
Dlaczego nie mogę być jak on? Żywiołowa, ciepła, silna i dodająca otuchy? Poczułam, że ktoś nakłada mi kurtkę na ramiona i siada obok mnie. Odróciłam głowę, żeby podziękować Mattowi, ale zobaczyłam tam Damona. Siedział tak blisko mnie, pierwszy raz od zerwania. Wpatrywał się w swoje buty, zapewne rozmyślając o tym, co właśnie zrobił. 
Słowa podziękowania ugrzęzły mi w gardle. Kilka razy chciałam coś powiedzieć, zapytać, ale w ostatniej chwili rezygnowałam. Serce trzepotało mi w piersi. Damon bawił się palcami swojej ręki, nie zaszycając mnie spojrzeniem. Ja nadrabiałam, nie spuszczałam z niego wzroku. 
Do moich nozdrzy doszedł w końcu cudowny zapach. Jego perfum wymieszanych z wonią whisky. On tak jak by mnie otrzeźwił. Wstałam, zsunęłam z siebie kurtkę i drżącym rękoma podałam ją Damonowi. Ten spojrzał na mnie zdzwiony, ale nie wziął nakrycia z powrotem. 
- Dzięki, ale właśnie miałam wracać do domu. - Pierwsze słowa, które wypowiedziałam do niego po rozstaniu.
- Jesteś pijana. - Pierwsze słowa, które wypowiedział do mnie po rozstaniu. Nie tak miała wyglądać nasza rozmowa. 
- To nic, nie mam ochoty już tu być. - Wcisnęłam mu kurtkę do ręki i się odwróciłam. Chciałam iść, ale niespodziewanie złapał mnie za rękę. 
Coś ścisnęło moje serce. Miałam ochotę rzucić mu się w ramiona i powiedzieć, jak bardzo go kocham i jak bardzo za nim tęskniłam. Poczuć na swoich plecach jego dłonie i poczuć przy uchu słodki oddech. Ale za to zrobiłam oziębłą minę i powoli się na niego spojrzałam. 
- Nie pojedziesz w takim stanie, odwiozę cię. - Co proszę? Na pewno nie. Nie po to miesiąc go ignorowałam, żeby teraz tak po prostu wsiąść z nim do jednego samochodu i poplotkować.
- Po pierwsze, puść mnie. A po drugie, pójdę pieszo. Mały spacerek mi się przyda - wysyczałam i wyrwałam rękę z jego dłoni. Nie chciałam przepychać się przez tłum, więc weszłam w las. 
- Cholera Elena, musimy porozmawiać. - Nie zwróciłam na to uwagi. Szłam dalej, słysząc wyraźnie jego kroki za sobą. Po kilku próbach zatrzymania mnie, zirytowany pojawił się przede mną. 
Zgromiłam go spojrzeniem i spróbowałam wyminąć, ale zagrodził mi drogę. 
- Czego chcesz? - zapytałam. 
- Żebyś była szczęśliwa - wypalił. Zamarłam. Spojrzałam na niego zdezorientowana. W jego niebieskich oczach dostrzegłam nieme błaganie. 
- Jestem... szczęśliwa - odparłam cicho i spuściłam wzrok. 
Ujął mnie pod brodę i nakazał, bym spojrzała na niego. Tak jak kiedyś. Jak wtedy, gdy nie myślałam o tym, że kiedykolwiek może mi go zabraknąć. 
- Wiem, że jest inaczej. Wiem, że to przeze mnie. Chciałem ci tylko powiedzieć, że ze Stefanem wytropiliśmy Enzo, ale nie jest sam. Stefan jej nie widział, ale była z nim jakaś blondynka. Jutro postaramy się go zabić, wyjadę i nie będzie problemu - odparł. 
Koniec. Koniec wszystkiego, na co miałam jeszcze nadzieję. Postanowił. Nie zmieni decyzji. Wyjeżdża. Prawdopodobnie ostatni raz w moim życiu z nim rozmawiam. Widzę go. Powinnam powiedzieć mu, co czuję. 
- Szkoda, że dopiero teraz - powiedziałam beznamiętnym tonem, ominęłam go i ruszyłam dalej. Nie poszedł za mną.

***

Wszedłem do pensjonatu i trzasnąłem drzwiami. To nie tak do cholery miało wyglądać! Nie chciałem się kłócić. Po prostu miała się dowiedzieć, że ostatni raz się widzimy. Mieliśmy się pożegnać.
Nalałem sobie burbona do szklanki i usiadłem we fotelu. Zabolało mnie to. Cholernie mnie zabolało to, co powiedziała. Miałem nadzieję, że będzie prosić, żebym został. Miałbym wtedy jakikolwiek pretekst, żeby nie wyjeżdżać. Podziwiać ją codziennie z daleka, jak dotychczas. Ale ona mnie już nie kocha. Nigdy mnie nie kochała. To było tylko zauroczenie. "Szkoda, że dopiero teraz" - przypomniałem sobie jej słowa. Ale w takim razie o co chodziło jej z tym pamiętnikiem? Zacisnąłęm pięści, zapominając o trzymanej w dłoni szklance. Rozprysła się na małe kawałki, a burbon rozlał mi się na spodnie.
- Cholera jasna! - wydarłem się na cały głos i wstałem. Zacząłem krążyć po pokoju. To zawsze będzie Stefan. Był i będzie.
- Co się stało, Damon? - Alaric wszedł do pokoju i zlustrował mnie wzrokiem. 
- Właśnie idę zapolować. - Wyszedłem z domu, nie oglądając się na Ricka. 

***

Siedziałam wśród mchu i piasku, trzęsąc się z zimna. Nie miałam siły iść do domu. Tam jest Damon, a ja właśnie dałam mu do zrozumienia, że mam go gdzieś. 
Po kilku krokach chciałam wrócić, odwróciłam się i już szykowałam się do przytulenia go bo się złamałam, nie chciałam już udawać, ale wampira nie było. Łzy zalały całą moja twarz, nie wiedziałam co myśleć i co czuć. Może gdzieś wyszedł, a ja nigdy więcej go nie zobaczę. Czułam, jak rozrywa mi się serce. Tylko myśl o Jeremym pozwalała mi nie oszaleć. 
- Elena? - Znajomy głos wypowiedział moje imię. Podniosłam wzrok i zobaczyłam blondynkę, dość wysoką, ubraną w ciemny żakiet. 
Skinęłam głową. Znałam tą kobietę. Gdzie ja ją widziałam? I w tym momencie skojarzyłam ją z dziewczyną z mojego snu. Każdy kawałek serca zaczął bić tak mocno, że myślałam, że za chwilę eksploduję. Każdy nerw mojego ciała chciał uciekać, ale ja stałam jak sparaliżowana, nie wiedząc, co powiedzieć. 
- Lexi - wyszeptałam w końcu. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i podniosła do pozycji stojącej. Chciałam się cofnąć, ale za sobą miałam drzewo. 
W jednej chwili dziewczyna wysunęła kły, a pod oczami pojawiła się jej pajęczyna ciemnych żyłek. Wbiła mi się w szyję, a ja krzyknęłam z bólu. Wrzeszczałam jak opętana, czując, jak wysysa ze mnie krew, powoli, jakby chciała zadać mi ból. W końcu zaczęło robić mi się ciemno przed oczami. Głosy ucichły, a ja zapadłam się w czerń. 

*********************************************************************************

Rozdział nie za fajny, wiem wiem xd Nie zabijajcie mnie, błagam <3 Komentujcie ;*** Następny rozdział za jakieś dwa tygodnie ;)) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum