sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział Dziewiąty

Siedziałam na kanapie w salonie, nerwowo stukając paznokciami w blat stołu. Gdzie się podziewały dziewczyny? Miały być w domu o dziewiętnastej, a dochodzi już dwudziesta pierwsza. Wcale się nie dziwię Damonowi, że tak bardzo denerwował się naszymi zakupami, bo sama odchodziłam od zmysłów. Czy to jest możliwe, że Katherine je dorwała? Tylko po co? Jeżeli przyszłaby po nie sama, raczej dałyby sobie radę, ale nawet ona nie jest tak głupia, by włóczyć się sama po mieście wiedząc, że tu jesteśmy. 
Wzdrygnęłam się, gdy poczułam silną, ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłam głowę w stronę Damona. Wpatrywał się we mnie zmartwionymi oczami, gładząc ręką moje plecy. 
– Wszystko w porządku? Siedzisz tak od godziny – stwierdził i uśmiechnął się do mnie delikatnie. 
– Tak... Nie. Jak myślisz, dlaczego ich nie ma tak długo? Boję się, że coś im się stało, że Katherine jest w to zamieszana. 
Przeczesał dłonią włosy i wziął głęboki oddech, zapewne by samemu się uspokoić. Po jego zachowaniu wiedziałam, ze sam zaczyna się denerwować. Przytulił mnie mocno do siebie, jakby chciał ochronić mnie przed czarnymi myślami, które kłębiły się niebezpiecznie w mojej głowie niczym stado szarańczy. Wtuliłam się w jego ramię, wdychając zapach perfum. 
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Damon zaciekle o czymś myślał. Chwycił mnie pod brodę i uniósł moją twarz w górę, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia sobie w oczy. Były piękne. Jasnoniebieskie, niczym tafla jeziora latem. Mogłabym w nich utonąć i nawet bym tego nie zauważyła. 
– Nie. To na pewno nie sprawka Katherine, to nie miałoby sensu. Pewnie zasiedziały się w jakiejś restauracji albo szukają sukienek, tak jak ostatnio. Nawet jeżeli coś by się działo, a się nie dzieje, poradziłyby sobie, są silne – stwierdził stanowczo i pocałował mnie delikatnie w czoło. 
Pokiwałam niepewnie głową nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Miałam już nadzieję, że wszystko za nami. Klaus wyjechał, dał sobie spokój z hybrydami, tak powiedział. Rebekah i Elijah z tego co wiem wyprowadzili się do Francji. Katherine miała dać nam spokój, ale się przeliczyliśmy. Myślałam, że teraz będę mogła żyć tak normalnie, jak tylko się da zważając na to, że mój chłopak jest wampirem, przyjaciółka czarownicą, chłopak przyjaciółki wampirzycy hybrydą, ja jestem sobowtórem a mój brat widzi duchy. Chcieliśmy po prostu żyć jak ludzie. Chodzić na imprezy, podróżować, popełniać błędy jak każdy nastolatek. Nie bać się, czy najbliższe osoby przeżyją następny dzień. Nie przejmować się dziwnymi napaściami w rodzinnym mieście. Miało być normalnie. 
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Damon najwyraźniej też, bo spojrzał na mnie z ulgą widoczną na jego przystojnej twarzy. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam na korytarz z mocno bijącym sercem. To zawsze mogła być pułapka. 
Gdy zobaczyłam roześmianą twarz Bonnie i wesoły uśmiech Caroline, moje ciało zalała fala ulgi. Damon miał rację - dziewczyny nawet nie miały pojęcia, że Katherine nas odwiedziła a teraz jedzie do Mystic Falls.
– Gdzie byłyście? – zawołałam i rzuciłam się w objęcia czarownicy. Dziewczyna odwzajemniła uścisk nieco zaskoczona, a Caroline uniosła brwi. – Martwiłam się. 
– Poznałyśmy fajnego faceta, barmana, więc posiedziałyśmy dłużej w barze... Ale po kolei. Najpierw zobacz, co kupiłyśmy – paplała wesoło wampirzyca z błyskiem w oku, który pojawiał się zawsze, gdy temat naszej rozmowy schodził na imprezy, zakupy albo chłopców. Przewróciłam oczami i wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Pomogłam dziewczynom zanieść torby do salonu. Damona już tam nie było. Musiałyśmy przedyskutować sprawę Katherine, ale jeszcze nie teraz. Niech nacieszą się, póki mogą. Najbliższe czasy raczej nie będą takie beztroskie. 
Caroline wyciągnęła z torby swoje ubrania. Czarną bluzkę z białym napisem „London”, różowe, wysokie krótkie spodenki z trzema srebrnymi guzikami, białą, zwiewną spódniczkę w niebieskie groszki i sandały na wysokim obcasie. Bonnie kupiła czerwoną sukienkę z czarnym, cienkim paskiem w talii, niskie, białe trampki, fioletowe legginsy i małą, limonkową torebeczkę na ramię. 
Dziewczyny zaczęły się przebierać w nowe ubrania i chodziły po całym salonie, robiąc dziwne miny i wybuchając co chwila śmiechem. Dołączyłam do nich i zrobiłyśmy sobie kilka zdjęć. 
– Ślicznie wyglądasz w tej sukience, Bonnie – skomplementowałam przyjaciółkę i pociągnęłam ją za rękę do lustra. – Zepnij jeszcze włosy tak – uniosłam jej śliczne, ciemne kosmyki do góry - i będziesz wyglądać bajecznie. 
Posłała mi wdzięczny uśmiech i opadła zmęczona na kanapę, a ja z Caroline zaraz do nie dołączyłyśmy. 
– To teraz opowiedzcie o tym chłopaku – ponagliłam je i uśmiechnęłam się znacząco.
– Był bardzo przystojny i miał na imię Blase. Jane włosy, niebieskie oczy, chłopak jak marzenie. Zaproponował nam drinka jak tylko weszłyśmy do baru. Musiałyśmy zostać i z nim poflirtować – opowiadała zafascynowana Bonnie.
– I był bardzo seksowny – dodała Caroline i wybuchnęłyśmy śmiechem. 
– Na pewno nie tak jak ja – do pokoju wszedł Damon i puścił do wampirzycy oko. Ta uśmiechnęła się kwaśno. 
– Musimy porozmawiać – stwierdziłam w końcu, zbierając w sobie odwagę i westchnęłam głośno.
Damon usiadł obok mnie i wziął mnie za rękę, gładząc kciukiem moją dłoń, próbując mnie uspokoić. 
– Co się stało? – zapytała drżącym głosem Caroline, widząc moją przygnębioną minę. 
– Katherine była u nas dzisiaj. Mam się wynieść z Mystic Falls, zanim skrzywdzi kogoś, kto jest dla mnie ważny. Powiedziała, że stąd nie mogę chronić Jeremy'ego... i innych – wyznałam, patrząc w swoje stopy. 
– Jak weszła tu bez zaproszenia? – uniosła się Bonnie, zupełnie zapominając o wcześniejszych wygłupach. Teraz miała poważną, zmartwioną minę, a strach zastąpił miejsce szczęścia w jej oczach. 
– Moja ciocia ją wpuściła. Dzwoniła do mnie przed wyjazdem. Wspominała, że Elena zatrzymała się u niej na dwa dni ale byłam pewna, że z kimś cię pomyliła – zaczęła Caroline, skubiąc nerwowo rąbek zielonej koszuli. 
– To była Katherine. Wiedziała, że będziemy w Londynie. To nie był przypadek, że pojawiła się u twojej cioci kilka dni przed naszym wyjazdem, a potem groziła Elenie. To było zaplanowane –  powiedziała Bonnie ze stoickim spokojem. 
– Trzeba wracać do Mystic Falls.
– Nie – po raz pierwszy odezwał się Damon. – Chce nas tam zaciągnąć z powrotem, tylko nie wiem po co. Nie możemy ryzykować. 
– Mamy tam przyjaciół. Matt, Tyler, Rick, Jeremy. Nie zostawię ich samym sobie, nic nie wiedzą. –Caroline spojrzała pytająco na Bonnie. Dziewczyna przytaknęła, zgadzając się na wyjazd. – Elena? 
– Tak.
– Nie – powiedział w tym samym momencie Damon, ściskając mocniej moją dłoń. Posłałam Caroline znaczące spojrzenie modląc się, by zrozumiała. Niemal niewidocznie przytaknęła głową. 
– Damon, będzie bezpieczniej, jak będziemy wszyscy razem – próbowała dalej Bonnie, nieświadoma naszego planu. 
– Jak będziemy wszyscy razem, nie będzie musiała szukać większości z nas i zabije nas od razu. Może niekoniecznie mnie, ale nie będę narażał Eleny – powiedział, podnosząc głos i oparł nogi o stół. – To bez sensu. 
– Pomogę się wam spakować, napiszcie co tam, jak dojedziecie – rzuciłam i przelotnie pocałowałam Damona w usta. Chciał przyciągnąć mnie do siebie, ale szybko się wyrwałam. Miałam mało czasu. 
Wspięłam się po schodach i nacisnęłam na klamkę. Odwróciłam głowę – Damon siedział na kanapie z ulubioną whisky w ręku. Musiałam się pospieszyć.
Wyciągnęłam z szafy walizkę i na oślep zaczęłam wrzucać do niej ubrania i bieliznę, połowę zostawiając na półkach. Nie zajmowałam sobie głowy kosmetykami, nie było na to czasu. Chyba po raz pierwszy spakowałam się w niecałe dziesięć minut. Przeniosłam bagaż do pokoju Bonnie, która właśnie kończyła chowanie butów do plecaka. 
– A więc jednak... 
– Sh... – wyszeptałam i położyłam drżący palec na wargach. Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale już się nie odezwała. Ne musiałyśmy długo czekać na Caroline. Weszła do pokoju z walizką i dużą, granatową torbą. 
Zeszłyśmy razem na dół. Damon czekał przy drzwiach wejściowych. Rzucił okiem na bagaże i zmarszczył brwi. 
– Co tam robi twoja walizka, Eleno? – zapytał podejrzliwie. Nie spodziewałam się, że wampir się zorientuje. 
– Em...
– Miałam za dużo ubrań, więc mi pożyczyła – uwolniła mnie od odpowiedzi Bonnie, która wszystkiego się domyśliła.
– A w co się spakujesz, jak będziemy wracać? 
– Daj spokój, Damon. Podzielimy się twoją albo kupię sobie nową walizkę - odparłam. 
– Eleno, pójdziesz z nami? Chciałybyśmy się pożegnać. Długo nie będziemy się widzieć – stwierdziła Bonnie i uśmiechnęła się smutno. Musiałam przyznać, świetnie grała. 
– Jasne – odpowiedziałam, a w moich oczach pojawiły się łzy. 
– Nie płacz, skarbie, to nie koniec świata. Zobaczycie się szybciej niż myślisz – powiedział Damon i pogłaskał mnie po policzku. Tylko że nie z dziewczynami będę się dzisiaj żegnać. Wtuliłam twarz w jego dłoń wiedząc, że cholernie będzie mi brakować Damona, ale nie pozostawił mi wyboru. 
Przytaknęłam i zarzuciłam mu ręce na szyję. Przyciągnął mnie do siebie i złożył na mych ustach długi i namiętny pocałunek, a przez moje ciało przelała się fala dreszczy. 
– Kocham cię. I będę cię kochać bez względu na wszystko – wyszeptałam, a po moich policzkach spłynęły gorące łzy. 
– Ja ciebie też, księżniczko.
Dotknęłam ręką jego policzka, a on pocałował wnętrze mojej dłoni.
Nie chciałam tej rozłąki. Jedna część mnie krzyczała, żeby zostać z Damonem i cieszyć się wspólnymi chwilami, a druga szeptała cicho, że trzeba wracać do przyjaciół, do Jeremiego. Ale ja już podjęłam decyzję i nie zamierzałam jej zmienić. 
– Co chcesz na kolację? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się przez łzy. 
– Wystarczą kanapki – powiedziałam drżącym głosem. Przytaknął głową i poszedł do kuchni, 
Wyszłam z domu. Była pełnia księżyca. Na bezchmurnym niebie migotały wesoło gwiazdy, przypominając mi o smutku, który odczuwałam. 
Z każdym kolejnym krokiem moje serce rozdzierało się coraz bardziej. Tłukło się boleśnie w piersi. Chciałam się cofnąć i rzucić się Damonowi w ramiona, ale musiałam wracać do brata. Potrzeba chronienia go przewyższała wszystko inne. 
Szybko załadowałyśmy walizki i torby do bagażnika. Usiadłam z tyłu razem z Bonnie, a Caroline usadowiła się za kierownicą. Czarownica pocieszająco ścisnęła moją dłoń. Rzuciłam ostatnie, tęskne spojrzenie na dom. Przez okno do kuchni widziałam krzątającego się Damona, który nie wiedział, że właśnie wyjeżdżam. 
– Żegnaj – wyszeptałam, a z moich oczy wypłynęły kolejne łzy. Mogliśmy zobaczyć się dopiero za kilka miesięcy, nic nie wiadomo. Jakby z oddali usłyszałam zapalający się silnik i po chwili wjechałyśmy w mrok nocy. 

*********************************************************************************

Hm... Nie wiem jak Wam, ale mi ten rozdział się spodobał xd  Dziękuję za komentarze, są motywujące :) Następny rozdział poniedziałek/wtorek ;) Pozdrawiam ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum