sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział Dziewiętnasty

Trwałam w stanie błogiej nieświadomości. Nie czułam bólu, nie czułam szczęścia, nie czułam nic. Po prostu egzystowałam, istniałam. Nie potrzebowałam niczego. Powietrza, jedzenia, wody. Nie wiedziałam gdzie jestem, dlaczego tam jestem i kiedy to się skończy. Byłam pewna tylko jednej rzeczy - jestem Elena Gilbert. Może miałam rodzeństwo? Chłopaka? A może byłam lesbijką? Nie wiedziałam nic i nie miałam najmniejszej ochoty nic odkrywać. 
Biel otaczająca mnie była spokojna, pozwalała się zrelaksować i nie myśleć o niczym. Skupiałam całą uwagę na sobie - nie miałam problemów, ale też nie miałam powodów do szczęścia. Czy chciałabym to zmienić? Sama nie wiem... Czy ból i cierpienie jest warte miłości? Czy po prostu istnieć, nie być przygnębionym ale też nie radosnym? 
Czułam, że odpowiedź jest blisko. Błądziła na obrzeżach mojego mózgu, ale nie mogłam złapać jej w odpowiednim momencie. Za każdym razem, gdy już była tuż tuż i byłam pewna, że nareszcie mi się ujawni, szybko uciekała z powrotem. 
Aż w końcu się pokazała. Byłam zdziwiona odpowiedzią, ale też uważałam ją za słuszną. Życie bez uczuć i emocji to nie życie, to tylko egzystowanie. A ja chciałam czegoś więcej. 
Nagle w mojej nieskazitelnej bieli zaczęły pojawiać się niebieskie pęknięcia, całkiem jakby ktoś uderzył w nią z całej siły a ta zaczęła się rozpadać. Śnieżnobiałe płaty z głośnymi uderzeniami waliły się, a ja nie mogłam się ruszyć. Ale nie czułam strachu, czy też nawet zdenerwowania. Po prostu instynkt kazał mi uciekać. Wir powietrza wdzierał się przez błękitne i czarne dziury, rozwiewając mi włosy.  W końcu zrobiłam krok do przodu, a ciemne otwory wessały mnie do środka. 

Otworzyłam powoli oczy, czując, jak coś rytmicznie mną trzęsie. Ból głowy rozsadzał mi czaszkę, a zimno wręcz paraliżowało ciało. Zalała mnie ciemność. Jechałam w aucie, tego się domyśliłam. Ktoś mnie do siebie przytulał, ale nie miałam pojęcia kto ani też kto jest kierowcą i pasażerem. Siedziałam na tylnym siedzeniu, drżąc. Kilka chwil wpatrywałam się w przestrzeń i czekałam, aż moje oczy przyzwyczają się do ciemności.
W końcu dostrzegłam Stefana na przednim siedzeniu. Ręce miał zaciśnięte na kierownicy, twarz ściągniętą smutkiem i złością. Na miejscu pasażera siedziała Bonnie. Z kolanami podciągniętym pod brodę i zapłakaną twarzą wpatrywała się w jezdnię. Podniosłam delikatnie oczy, a mój wzrok napotkał czujne spojrzenie niebieskich, przenikliwych oczu. Próbowałam w nich nie zatonąć, ale głębią mnie wciągała. 
- Obudziła się - powiedział głośno Damon, przerywając ciszę. Bonnie momentalnie się odwróciła i uśmiechnęłam szeroko, ale jej oczy pozostawały smutne. 
- Jak się czujesz? - zapytała drżącym głosem, próbując zamaskować płacz. 
- Okropnie. Boli mnie głowa i jest mi strasznie zimno - odpowiedziałam ochrypniętym głosem. W brudnej i zmiętej bluzce z krótkim rękawem strasznie marzłam. Damon jak na komendę ściągnął swoją skórzaną kurtkę i narzucił mi na ramiona, po czym ponownie do siebie przyciągnął. 
- Miałam dziwny sen - wyszeptałam. Gdy tylko przymknęłam powieki, widziałam nieskazitelną biel, brak uczuć i błogi, przerażający spokój. Damon mocniej zacisnął dłoń na moim ramieniu ale nic nie powiedział. Bonnie odwróciła wzrok i spojrzała w okno. 
Nagle pod moje powieki wkradł się straszny obraz. Ciało Jeremiego leżące na podłodze z krwią na bluzce i szyi, Stefan ze sercem Enzo w ręce, ból w sercu. Momentalnie otworzyłam oczy i spojrzałam z przerażeniem na Damona. Odwrócił wzrok, zabrał rękę i oparł łokcie na kolanach. 
- To nie prawda? - wyszeptałam, czując łzy zbierające się pod powiekami. Nikt nie odpowiedział. Nerwowo pokręciłam głową na boki, próbując odegnać to kłucie w sercu, ból, który nie dawał mi myśleć. 
- Chcę wysiąść. - Mój głos był donośny, opanowany. Nie wiem jak to zrobiłam, skoro w środku niemal krzyczałam z bezsilności i rozpaczy. Jednak nikt nie zareagował. Damon jedynie podniósł dłoń i dotknął opuszkami mojego policzka, ale ja nic nie poczułam. Odepchnąłem jego rękę. - Chcę się zatrzymać, potrzebuję świeżego powietrza... A poza tym jestem głodna - dodałam. 
- Stefan, zatrzymaj się - poprosiła w końcu Bonnie. Wampir przytaknął głową i po kilku minutach zaparkował na stacji benzynowej. 
Wysiadłam niemal od razu. Zdążyłam zrobić zaledwie kilka kroków, gdy poczułam obok siebie obecność Damona. Złapał mnie za rękę, splatając swoje palce z moimi. Delikatne drganie serca sprawiły, że puściłam ją od razu. Nie miałam teraz prawa na szczęście! Nie teraz, kiedy Jeremy nie żyje! Nie powinnam nawet oddychać... 
- Chcę być sama - oznajmiłam oschłym tonem. Nie spojrzałam w twarz Damona, nie chciałam zobaczyć na niej odrzucenia i bólu. Po prostu potrzebowałam samotności, czasu na przemyślenie pewnego pomysłu, który pojawił się w mojej głowie. 
- Będziemy prze barze, dobrze? Uważaj na siebie - wyszeptał, po czym przytknął swoje kształtne wargi do mojego czoła. Odepchnęłam od siebie jakąkolwiek radość z tego, że między nami jest dobrze. Nie powinno tak być. Skinęłam głową i skierowałam się do łazienki. 
Ochlapałam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Włosy miałam posklejane, tłuste i poplątane, na prawym policzku widniało kilka sińców i ran. Spojrzałam na swoje ubranie. Na lewej nodze miałam głębokie rozcięcie. Nie czułam bólu, może przez to przeraźliwe kłucie w sercu. Cała od kurzu i piasku wyglądałam okropnie. 
Osunęłam się po zimnej ścianie pokrytej błękitnymi kafelkami, podwinęłam nogi pod brodę i zamknęłam oczy. Nie pozwoliłam sobie na łzy. 
Zaczęłam gorączkowo myśleć. Czy to była dobra decyzja? Nie tego życzyłby sobie Jeremy, byłam tego pewna. Ale było warto. Dla niego, dla rodziców, dla wszystkich. 
Wstałam na równe nogi i wzięłam głęboki oddech. Już nikt nie był w stanie odwieść mnie od tego pomysłu, musiałam wcielić go w życie. Wyszłam z łazienki i omiotłam wzrokiem salę. Po prawej stronie był mały sklepik, już nieczynny. Na wprost znajdowała się wysoka, czarna lada, przy której na stołkach barowych siedział Damon, Stefan i Bonnie. Podeszłam do nich zdecydowanym krokiem. 
Damon od razu mnie usłyszał. Spojrzał na mnie, ale ja spuściłam wzrok. Nie mogłam pozwolić sobie na żadną bliskość z nim skoro wiedziałam, że to skrzywdzi go jeszcze bardziej. 
- Idę się przejść. Dajcie mi jeszcze dziesięć minut, dobrze? Zamówcie mi coś do jedzenia, zjem w aucie - poprosiłam cicho, wpatrując się w swoje palce. Kłamałam jak szalona, a żadne z nich nie powinno o tym wiedzieć. Bonnie zmierzyła mnie czujnym spojrzeniem, czułam na sobie jej wzrok. 
- Jasne - powiedziała cicho i posłała mi smutny uśmiech. Odwróciłam się i ruszyłam do wejścia. 
Gdy otworzyłam drzwi, usłyszałam spokojny głos Damona:
- Kocham cię. 
Zatrzymałam się w pół kroku. Nie odwracaj się - nakazałam sobie, po czym zamknęłam za sobą drzwi. 
Chłonęłam wzrokiem czarne jak smoła niebo usianie jasnymi gwiazdami, biały księżyc i las. Autostrada odgradzała stację benzynową od różnych drzew. To właśnie na nią szłam. To tutaj wszystko się skończy. Nie będzie Eleny Gilbert, nie będzie cierpienia i żalu. Zostanie nicość. Wszyscy ruszą naprzód, poradzą sobie bez niej - tak myślałam, gdy zbliżyłam się do niemal pustej autostrady. Weszłam na nią bez zastanowienia i odwróciłam się. Z daleka widziałam światła, a po chwili dostrzegłam zarys tira. Tym lepiej - pomyślałam. Większe szanse na to, że mi się uda. 
Zamknęłam oczy, przywołując do siebie twarze rodziców i Jera. Już niedługo będę z nimi, będę szczęśliwa. Nie czułam strachu. Szczęścia narastało we mnie z każdą sekundą, która zbliżała mnie do śmierci. Delikatny wiatr rozwiał moje włosy w chwili, gdy zaczęłam słyszeć rzężenie ciężarówki. 
Będzie dobrze. Już niemal czułam, jak padam w objęcia moich bliskich, czuję smukłe ramiona mojej mamy i widzę uśmiechniętą twarz taty. Nie myślałam o niczym innym. Niebieskie, przenikliwe oczy pojawiły się w moim umyśle ułamek sekundy przed uderzeniem.
Nie poleciałam w tył tak jak przewidywałam, tylko w bok. Uderzenie zaprało mi dech w piersiach... A tak chyba nie powinno być? Jak bym umarła, nie czułabym tego przeraźliwego bólu w plecach i ciężaru na sobie. Nie, nie, nie! Miało się udać! Otworzyłam powieki, a zdziwienie odebrało jakąkolwiek zdolność ruchu. To nie ciężarówka we mnie uderzyła. To był Damon. Zepchnął mnie z autostrady! Przylegał do mnie całym ciałem, obejmując szczelnie ramionami i oddychając szybko.
- Zwariowałeś?! - wrzasnęłam, spychając go z siebie. Damon natychmiast wstał i wziął mnie na ręce. - Przestań, do cholery! Puść mnie w tej chwili! 
Zaczęłam wierzgać nogami i rękami, próbując się wyrwać. Gdyby nie on, byłabym już z Jeremim, z rodzicami. 
Po kilku minutach się uspokoiłam myśląc, że wtedy mnie zostawi. Jednak Damon przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Wsiadł do samochodu, nadal trzymając mnie w objęciach. Czułam przyspieszone bicie jego serca, ciepły oddech owiewał mi twarz. Uniosłam wzrok i zobaczyłam na twarzy Damona... łzy. On płakał.
- Damon co...
- Jesteś nienormalna - wyszeptał drżącym głosem. - Nic ci nie jest? Błagam powiedz, że wszystko w porządku. 
Zsunęłam się z jego kolan i spojrzałam w szybę. Po mojej twarzy pociekły łzy. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony czułam ból rozsadzający mnie od środka, z drugiej złość na Damona, że mi przeszkodził, ale też było mi głupio. Nie wiedziałam dlaczego. 
Niemal natychmiast poczułam na sobie jego silne ramiona. Tym razem się nie opierałam. Odwróciłam się przodem do niego, zacisnęłam dłonie na jego koszuli i wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi.
- Nie wierzę, że chciałaś to zrobić. Jak... jak mogłaś o mnie nie pomyśleć? Chciałaś nas zostawić, wszystkich.
- Nie wierzę, że płakałeś - odparłam czując, jak mnie samej łzy płyną po policzkach. 
- Eleno, w tym momencie nie wiem, czy jestem bardziej wściekły, że próbowałaś się zabić, czy czuję większa ulgę, że zdążyłem. Wyszedłem do samochodu po portfel, a ty stałaś na środku autostrady. Na ciebie jechał ogromny tir. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale nie zawahałem się. Modliłem się, żebym zdążył. Zrobiłem to w ostatniej chwili. - Jego głos był przesiąknięty rozpaczą i żalem. 
- Chcę z nimi być. Z Jerem, z rodzicami...
- I myślisz, że odebranie sobie życia wszystko załatwi? Jaką masz pewność, że w ogóle istnieje coś po śmierci? 
- Żadną - szepnęłam. Przytulił mnie jeszcze mocniej i nic nie powiedział. Wiedziałam, że przeżywa tę całą sprawę. Czułam się zmęczona, wyczerpana, obolała fizycznie jak i psychicznie. Walczyłam z narastają sennością. - Ja też cię kocham - wyszeptałam. Damon ponownie usadowił mnie na swoich kolanach i pocałował czule w czoło. - Nie pozwolę ci odejść. - Po tych słowach już nie wytrzymałam i poddałam się napierającej na mnie ciemności.

*********************************************************************************

Hej, hej <3 Ten rozdział totalnie mi się nie podoba, brakuje mu tego czegoś xd Zapraszam do komentowania <3 Pozdrawiam ;* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum