sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział Dwudziesty

Weszłam do swojego pokoju w pensjonacie. Lawendowe ściany, fiołkowe zasłony sięgające ziemi i meble z białego drewna nie wydawały mi się już takie same. Jakby nie należały do mnie, ale do kogoś znajomego. Zdjęcia przyklejone nad biurkiem i na dużej szafie pokazywały twarze moich przyjaciół, ale jakieś sztuczne. Nie widziałam na nich problemów, które musieliśmy razem pokonać, nie dostrzegłam na nich też rzeczy, którym będziemy musieli jeszcze stawić czoła. Tylko te szerokie uśmiechy i radość w oczach... Nie wydawały mi się na miejscu. Nie teraz. 
Adrenalina, która buzowała we mnie od kilku godzin, powoli zaczęła mnie opuszczać. Głęboka rana w lewym udzie bolała mnie coraz bardziej, poprzecierane do krwi nadgarstki piekły jak cholera, a do tego czułam ból w plecach i na policzku.
Wzięłam swoją piżamę i czysty ręcznik i ruszyłam do łazienki. Odkręciłam kurek z gorącą wodą, która z cichym szumem zaczęła lać się do wanny, a ja zrzuciłam z siebie ubrania i zaczęłam oceniać obrażenia. Na twarzy miałam dwa zadrapania, które ciągnęły się od kącika oka aż do samej brody. Odwróciłam się plecami do lustra i jęknęłam cicho. Cały dół pleców miałam pokryty siniakami, a góra była zdarta i zaczerwieniona. Cholera, że ta Lexi czy Lily musiała tak brutalnie dostarczyć mnie Enzo. 
Wyjęłam z szafki wodę utlenioną i gazik, zacisnęłam zęby i zaczęłam przemywać rany, które zaczynały się pienić. Potem weszłam do wody i spróbowałam nie myśleć o niczym i zatonąć w takiej nieświadomości, jaka przyśniła mi się w aucie. Niestety  kolejne myśli napływały mi do głowy i nie chciały odejść. 
Wszystko zaczęło się, gdy umarli moi rodzice. Gdybym zginęła wtedy z nimi, byłoby łatwiej. Na świecie nie zostałby żaden sobowtór a co za tym idzie, Klaus nie byłby hybrydą. Ale wszystko potoczyło się inaczej.
Stefan wyciągnął mnie z tonącego auta na prośbę mojego taty. Oczywiście nic nie pamiętałam. Potem poznałam Damona, który wydawał mi się taki niebezpieczny, inny niż wszyscy. Zakochałam się w Stefanie, byliśmy szczęśliwi. A potem wszystko prysło jak bańka mydlana. Stefan okazał się być wampirem, tak jak jego starszy brat. Ja dowiedziałam się, że jestem adoptowana a do tego jestem sobowtórem. Pojawiła się Katherine, która zabiła Caroline zmieniając ją we wampira, zaczęła zwodzić Damona. A gdy w końcu się z nią uporaliśmy, na horyzoncie pojawił się nie kto inny jak Klaus. W ciele Ricka prawie zabił Bonnie, a dopiero po kilku dniach pokazał swoją prawdziwą twarz. Elijah miał nam pomóc zabić go w trakcie rytuału, ale pojednał się z bratem. Wtedy John, mój prawdziwy ojciec poświęcił swoje życie, bym nie została wampirem, umarła Isobel, moja matka, Jennę cudem udało nam się uratować. Ale Klaus zabił niewinnego wampira i uwolnił z siebie wilka, stając się niezniszczalną, siejącą śmierć hybrydą. Nękał mnie ze względu na moją krew, tworzył kolejne i kolejne mieszańce, zmieniając nawet Tylera. 
Damon prawie umarł od ugryzienia wilkołaka. Stefan uratował go za cenę swojego człowieczeństwa i odszedł z Klausem. A gdy w końcu udało nam się sprowadzić go z powrotem i włączył emocje, myślałam, że to koniec problemów. Klaus odszedł twierdząc, że nie chce już hybryd. Elijah i Rebekah wyjechali do Europy, a my mieliśmy spokój. 
Tak nam się przynajmniej wydawało. Ktoś zahipnotyzował Stefana, aby ten wyłączył emocje. Miałam tego wszystkiego dość, zostawiłam go i wyjechałam do Londynu, żeby spotkać się z... Katherine. Miałam zostawić Mystic Falls i braci Salvatore, inaczej ktoś ucierpi. Wróciliśmy do miasteczka, ale ona już się nie pokazała. Stefan odzyskał człowieczeństwo, ja byłam z Damonem, a wtedy pojawił się Enzo i zniszczył wszystko. Lilly w ciele Lexi prawie mnie zabiła, Enzo zabił Jeremiego. 
Serce ścisnęło mi się z bólu a przed oczami zrobiło mi się ciemno. Niewyobrażalny ból zalał moje ciało. przypominając o tęsknocie, o szerokim uśmiechu na okrągłej buzi i rozczochranych, ciemnobrązowych włosach pewnego nastoletniego chłopca. 
- Elena pospiesz się, też chcę się wykąpać. Siedzisz tam już ponad godzinę. - Do moich uszu dobiegł głos Ricka, przywracając mnie i moje myśli do rzeczywistości. 
Ubrałam się w czarną piżamę w serduszka i wyszłam, a Alaric natychmiast mnie wyminął i zamknął się w łazience. Właśnie dlatego żałowałam, że nie mam w pensjonacie swojej łazienki. 
Na moim łóżku siedziała Bonnie i Caroline. Rzuciłam się w ich kierunku i padłyśmy sobie w objęcia, ja ignorując ból psychiczny i fizyczny. 
- Nie wiedziałam, że będziesz na tej imprezie. Powiedziałaś że nie chcesz iść, więc zrobiłyśmy sobie piżama party u Care - zaczęła Bonnie przepraszającym tonem.
- Nie ważne, to nic. To ja nie przeczytałam sms-a od ciebie, że nie idziecie skoro mnie nie będzie - odpowiedziałam.
Powstrzymałam łzy cisnące mi się do oczy, nie chciałam im pokazać tego co czuję, nie potrzebnie zaczęłyby się martwić. 
- Zostać na noc? - zapytała Caroline, odsuwając się ode mnie. 
- Nie trzeba, chciałabym zostać sama - odparłam i spuściłam wzrok. - Powiedzcie, skąd wiedzieliście, gdzie jestem? 
Z poprzednich krótkich wyjaśnień wszystkich, Caroline, Rick, Matt, Tyler i Jer jechali drugim autem. Na nieszczęście to właśnie oni dojechali pierwsi do opuszczonego domu, kilka godzin drogi od Mystic Falls. 
- Dzięki Bonnie. Wykonała małe magiczne zaklęcie lokalizujące. A jak to się stało, że Enzo cię porwał? - zapytała. 
- Wszystko przez Lexi...
- Lexi nie żyje, Eleno - przerwała mi cicho Bonnie. 
- Ja wiem, ale to było jej ciało... 
- Poczekaj, pójdę po chłopaków. Na pewno też chcą wiedzieć - oznajmiła Caroline i wyszła. Po chwili wróciła z Mattem, Stefanem i Damonem.
- Rick jeszcze się kąpie, ja przekażę wszystko Tylerowi bo pojechał już do domu - wyjaśnił Matt.
Skinęłam głową, robiąc mu miejsce na łóżku. Usiadł obok mnie, a Damon i Stefan usadowili się pod ścianą i oparli o szafę. 
- Więc? Podobno masz jakieś nowe, interesujące wiadomości - mruknął Damon, wyciągając nogi przed siebie i zakładając ręce na piersi. 
- Tak jakby. Ostatnio jak rozmawiałam z Damonem powiedział mi, że widział z Enzo jakąś blondynkę.
Wampir skinął głową na potwierdzenie moich słów. 
- Chwilę potem przyszła do mnie Lexi - kontynuowałam. 
Stefan zamarł na moje słowa i spojrzał na mnie ze zdziwieniem i już otwierał usta żeby zaprotestować, ale go uprzedziłam. 
- Lily w ciele Lexi. 
- O czym ty mówisz Eleno? Mów trochę bardziej ze składem - poprosiła Caroline uśmiechając się słabo.
- Lily to podróżniczka, tak mi powiedział Enzo. Nie wiem co to znaczy. Była umierająca, więc postanowił podarować jej nowe życie w nowym ciele w zamian za przysługę. Chciał, żeby to było ciało kogoś nam bliskiego, żebyśmy zawahali się podczas gdy przyjdziemy. Miała odwrócić uwagę od Enzo, a on miał wcielić w życie swój plan. 
- Trochę bez sensu, bo mieliśmy przewagę liczebną. Pokonalibyśmy go - zauważył spokojnie Matt. 
- W sumie nie wiemy, czy nie miał kogoś jeszcze. Lexi... Znaczy Lily nie było tam, gdzie ja byłam. Ona tylko.. dostarczyła mnie do Enzo - Zmęczona oparłam się o ramię Matta i przymknęłam oczy. - Ale wszystko co zrobił, było celowe. Nic nie było przypadkiem - wyszeptałam, nie chcąc mówić wprost o śmierci Jera. 
Po moich słowach zapadła głucha cisza. Siedzieliśmy w milczeniu, ja próbując stłumić ból pojawiający się wciąż na nowo i na nowo, a oni zapewne myśląc nad tym, co im powiedziałam. 
- Czyli to nie była Lexi? To było tylko jej ciało? - zaczął się upewniać Stefan. 
- Tak. Ale jest jeszcze coś. Dwa razy w ciągu tych wakacji miałam sen, po którym nie mogłam odróżnić rzeczywistości od tego snu. Po nim miałam dziwne uczucie niepokoju, przeczucie, że stanie się coś złego. Pierwszy raz zanim wyjechaliśmy do Londynu, drugi raz w noc gdy się tutaj przeprowadziliśmy. Oba się sprawdziły.
- Chwila, chwila. Myślałam, że to Bonnie jest od przepowiadania przyszłości i proroczych snów. 
- To był Enzo. Wkradał się do mojej głowy, podsuwał mi rzeczy, które miały się zdarzyć. Ostrzegał mnie, a ja nic o tym nie wiedziałam. Śmiał mi się prosto w oczy, gdy to mówił. 
- Cholera jasna! - krzyknął nagle Damon i uderzył pięścią w podłogę. - Jak mogłem go nie wyczuć?! Powinienem był! 
- Uspokój się, nic już nie zmienisz - zaczął Stefan. - To wszystko?- zapytał, zwracając się do mnie. Skinęłam głową. 
- Będę się zbierać, dochodzi trzecia - poinformował mnie Matt i cmoknął w policzek. - Jeszcze wjadę na chwilę do Ty'a i wszystko mu powiem. Dobranoc - mruknął i wyszedł. 
Stefan zniknął zaraz po niem, rzucając mi spojrzenie dodające otuchy. Potem Bonnie i Caroline zamknęły mnie w szczelnym uścisku i ruszyły do drzwi. 
- Jak chcecie, możecie zostać w pensjonacie. Jeden pokój jest wolny - oznajmiłam. 
- Wolę wrócić do domu, mama wydzwania do mnie już od kilku godzin. To był największy błąd mojego życia że powiedziałam jej gdzie i po co jadę - uśmiechnęła się i wszyła razem z Bonnie. 
Care miała szczęście, że jej mama w końcu zaakceptowała to, kim jest. 
- Ty nie idziesz? - zapytałam Damona. Nadal siedział na podłodze i uważnie mnie obserwował. 
- Najpierw musimy uporać się z twoimi obrażeniami - mruknął i wstał. 
- Damon, nic mi nie jest...
- Widziałem twoje plecy, ręce, nogę. Ne wymigasz się od tego - poinformował mnie i usiadł tuż obok. Doszedł do mnie zapach męskich perfum i żelu pod prysznic, więc na pewno zdążył się już wykąpać. Przegryzł swój nadgarstek i przystawił go do moich ust. Pokręciłam przecząco głową i odsunęłam się trochę. Skóra przy jego ranie zaczęła się już zrastać. 
Damon westchnął ciężko i objął mnie ramieniem. 
- Nie ma mowy. Musisz wypić. 
Znów pokręciłam przecząco głową. 
- Dlaczego? - spytał. Widziałam, że traci już cierpliwość. 
- Bo się boję. Jak potem mi się coś stanie... Nie chcę być wampirem, a te rany w końcu same się zagoją - powiedziałam stanowczo. 
Damon spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach. 
- Posłuchaj, księżniczko. Nie pozwolę, żeby kiedykolwiek coś ci się stało. Dopilnuję tego, że nie zostaniesz wampirem, skoro to takie złe.
- Nie mówię że to jest złe - zaczęłam szybko. - Po prostu sobie nie poradzę i tyle. 
- Pij - nakazał, ponownie przegryzając swój nadgarstek. Tym razem posłusznie przytknęłam wargi do jego rany i zaczęłam przełykać krew. Miała metaliczny smak. Rozchodziła się po moim ciele niczym ciepła fala. Czułam mrowienie w każdym nerwie i lekkie pieczenie na twarzy, plecach nadgarstkach i nodze. - W porządku.
Damon chwycił mnie pod brodę i kciukiem starł pozostałości krwi z mojej twarzy. Przymknęłam oczy rozkoszując się jego dotykiem i bliskością. Nie wiedziałam, ile jeszcze dane będzie mi się nim cieszyć. 
- Mogę zostać? - zapytał cicho.
- Chciałabym zostać sama...
- Wiem że nie chcesz, żeby ktoś się o ciebie martwił - przerwał mi. - Cały czas odkąd tu przyjechaliśmy trzymałaś się najlepiej jak potrafisz, a w nocy zostaniesz sama i dasz upust emocjom.
Otworzyłam szeroko oczy, nie wierząc w to, co mówi. Wszystko było prawdą. 
- Twoje przyjaciółki znają cię lepiej, niż myślisz - dodał. - A ja widziałem cię już w każdej możliwej sytuacji. Jak płakałaś, jak krzyczałaś, jak siedziałaś cicho zamyślona, więc może jednak zostanę? - Spojrzał na mnie błagalnie.
Skinęłam głową i położyłam się. 
Damon wstał, zgasił światło wsunął się do mnie pod kołdrę. Przylgnęłam do niego niczym miś koala. 
Nie chciałam zasypiać. On wyjedzie, więc każda chwila z nim jest jak jakiś cudowny prezent. Nie będę ich marnować na spanie. I byłoby lepiej dla mnie, jeśli nie zbliżałabym się do niego, bo będę cierpieć dwa razy bardziej, 
ale nie umiałam odmówić sobie jeszcze jednej nocy spędzonej w jego ramionach. 
- Dobranoc, księżniczko - szepnął cicho i pocałował mnie w czubek głowy, objął mnie mocno i umilkł. 


*********************************************************************************

Nie zabijajcie mnie, błagam xd Troszkę się przedłużyło to pisanie rozdziału, ale brak weny totalny xd Dopiero kilka dni temu zaczęłam pisać ;* 
Kolejny rozdział będzie, jak pod tym będzie przynajmniej 5 komentarzy, nie licząc powiadomień o nowych rozdziałach ;*** 
Całuski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum