sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział Dwudziesty Piąty

Czekałam w salonie Matta, aż chłopacy ogarną się trochę i do nas przyjdą. Dużo zmieniło się tutaj, odkąd byłam tu ostatni raz. Czerwone, podrapane ściany zmieniły się na jasno-beżową tapetę rozświetlającą pokój. Stare, ciężkie, ciemnobrązowe meble zastąpiły nowe, czarne szafki i biała kanapa. Jedna ściana pokryta była zdjęciami, które większość już widziałam. Bal halloweenowy dwa lata temu, rozpoczęcie liceum, urodziny Matta, Vicky.
Oparłam głowę o ramię Damona i westchnęłam. Z jednej strony chciałabym cofnąć czas, zmienić bieg wydarzeń i uratować tyle osób, ile by się dało. Ale z drugiej przez to mogłabym nie być z Damonem, ba, nigdy go nie poznać. 
- Banda półgłówków - szepnął mi do ucha chłopak. - Przychodzimy w odwiedziny co jest bardzo, ale to bardzo dziwne, bo nie przychodzę w odwiedziny do byle kogo, a oni siedzą zamknięci w pokoju już od dwudziestu minut.
Odwróciłam się w stronę Damona i gdy tylko napotkałam jego wzrok, pełen miłości i szczęścia, od razu w nim zatonęłam. Nadal nie rozumiem, jak można reagować tak na czyjeś oczy. Wtedy nie istnieje nic oprócz nas - tylko ja, Damon i jego magnetyczne przyciąganie. Wampir zbliżył odrobinę swoją twarz do mojej, a mnie od razu serce zaczęło szybciej bić. Chłopak słysząc to uśmiechnął się zadziornie i przysunął się bliżej. Chwyciłam jego twarz w dłonie, nie mogąc się dłużej oprzeć przed chęcią dotknięcia go. Musnęłam wargami usta Damona, miękkie, słodkie. Jego. Wampir położył silną dłoń na moim policzku i zaczął gładzić kciukiem moją skórę. Zadrżałam, ale nie pogłębiłam pocałunku, całkiem jak Damon. Trwaliśmy w tej chwili, która ciągnęła się niemal przez wieczność, ocierając się wargami tak delikatnie, jak tylko się dało.
W końcu odsunęłam się od niego, wciągając powietrze. Oparłam się z powrotem o tors Damona, a on objął mnie silnymi ramionami i oparł podbródek na moim ramieniu.
- Czasem mi się wydaje, że to wszystko jest nieprawidłowe - zagadnęłam chłopaka po chwili. - Mam wrażenie, że nie powinnam być szczęśliwa skoro tyle złego się już wydarzyło, tyle wszystkiego. Większość z mojego powodu. Gdzie się nie pojawię, tam są kłopoty, a ja wplątuję w nie wszystkie bliskie mi osoby. Potem mi nigdy nic się nie dzieje, a inni cierpią. Nie powinno mnie tutaj już być.
Przez chwilę myślałam, że Damon w ogóle mnie nie słuchał. Nie zareagował na moje słowa. Siedział tak jak siedział, owiewając moją szyję ciepłym, słodkim oddechem. Jego palce delikatnie gładziły mnie po rękach, od łokcia po nadgarstek i z powrotem.
- Mylisz się, słońce. To nie twoja wina, nic, co się wydarzyło, nie jest twoją winą - zaczął cicho. - I jeszcze z żadnej sytuacji nie wyszłaś bez obrażeń. Za każdym razem płakałaś, bo za każdym razem traciłaś cząstkę siebie. Nie było chwili, sekundy, żebym nie ci nie współczuł. Ile razy Klaus brał ciebie po krew? Nie zliczę. A Katherine? Już zapomniałaś? Otarłaś się o śmierć tyle razy, tyle razy nie chciałaś dalej żyć a ty wyskakujesz z tekstem, że nie nacierpiałaś się w życiu dość, żeby  być szczęśliwą?
Powiedział to wszystko z niesamowitym spokojem w głosie. Tak, tak właśnie myślałam, mimo wszystko. 
- Dlaczego to ja nie umarłam, skoro o to zawsze chodzi? Gdyby nie ja, żyliby niemal wszyscy którzy zginęli przez ostatni rok, włączając w to moich rodziców. Nawet temu jestem winna. - Prychnęłam pod nosem. 
- Przestań się zadręczać, dobrze? Czasu nie cofniesz - mruknął. Pocałował mnie w czubek głowy.
W tym samym momencie z białych drzwi po lewej stronie wyszedł Matt, a zaraz za nim Tyler. Oboje mieli podkrążone oczy i potargane włosy, ale uśmiechy na twarzach. Wstałam momentalnie i mocno przytuliłam się do Matta. Chłopak bez wahania objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie.
- Jak się czujesz? Lepiej? - szepnął. - Chciałem przyjechać wczoraj, ale Caroline dała znać że nie jesteś w najlepszym stanie.
- Dzięki, już lepiej. Nawet u niej spałam i nieźle się schlałyśmy. - Uśmiechnęłam się do niego, po czym przytuliłam krótko Tylera.
Z nim nigdy nie łączyła mnie jakaś szczególna więź, nie oszukujmy się. Przyjaźnimy się, jest dla mnie ważny, ale nie tak jak reszta. Do tego strasznie mnie irytuje jego zachowanie, to jaki jest wobec innych. Arogancki, chamski, bez skrupułów. Jak Damon - szepnęła moja podświadomość, ale to zignorowałam. Damon jest czuły, kochający i delikatny. 
Usiadłam na powrót obok wampira i oparłam się o tył skórzanej kanapy. 
- Okej, trzeba pomyśleć nad tym wszystkim - zaczął Matt, siadając na fotelu.
- Zostaw to tym, którzy to potrafią - wtrącił Damon kpiącym tonem.
Dałam mu kuksańca w bok i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Musimy rozgryźć o co chodzi z tą całą Lily, czy jest ona dla nas jakimś zagrożeniem, czym w ogóle jest, a on jak zwykle myśli tylko o bzdurach. 
- Damon, przestań. To nie jest czas na twoje głupie gadanie. - Tyler opadł na fotel i zmierzył wzrokiem wampira. Westchnęłam głośno. Po prostu poczekam aż się wygadają, skończą obrażać się nawzajem i zamkną chociaż na moment. 
Jednak już się nie odezwał, żaden. Dziękuję - pomyślałam w duchu.
- Dobra, jeszcze raz. Jak to wszystko się zaczęło? - Oparłam łokcie na kolanach i splotłam dłonie. Matt spojrzał na Tylera, a Tyler na Matta. Po chwili oboje wzruszyli ramionami.
- Elena, jeśli tylko po to tu przyjechałaś, to jedźmy już do domu. Oni nic nie wiedzą, wszystko ci powiem - jęknął cicho Damon, kładąc dłoń na moich plecach. 
- Później mi opowiesz - poprosiłam. - To co robimy? Ja myślałam, żeby ktoś pojechał do tego domu czy co to jest. Może znajdzie się tam coś ciekawego.
- Elena ma rację, wtedy za szybko się zwinęliśmy. Powinniśmy przeszukać ten budynek, na coś na pewno się natkniemy - poparł mnie Matt.
- Enzo nie wiedział, ile będzie mnie trzymał prawda? Musiał mieć przygotowane jedzenie, wodę, cokolwiek - zaczęłam, ale Damon mi przerwał.
- Był pewien że za długo tam nie będziesz. Nie na tyle, żebyś potrzebowała czegoś do jedzenia, więc niekoniecznie są tam warunki do spędzenia dłuższej ilości czasu.
- Enzo powiedział mi, że będziemy czekać na ciebie, bo miałeś widzieć jak cierpię. - Dłoń Damona drgnęła delikatnie na te słowa. Matt i Tyler uważnie słuchali tego, co mówimy, więc pewnie nie do końca byli zaznajomieni z sytuacją. - Zadzwonił do ciebie, ale równie dobrze mogłeś się na mnie wypiąć i...
- Enzo znał mnie na tyle dobrze żeby wiedzieć, że jak dowiem się że grozi ci jakiekolwiek niebezpieczeństwo rzucę wszystko i przyjadę, bez względu na konsekwencje. Nie pozwoliłbym cię skrzywdzić nikomu, a on doskonale o tym wiedział i chciał to wykorzystać. - Zacisnął zęby, jakby nagle sobie coś przypomniał. 
Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy to powiedział. Przecież wiedziałam, że mnie kocha, że znaczę dla niego bardzo dużo. 
- Mniejsza o to, powinniśmy jechać. Nie wszyscy, niech kilka osób zostanie w Mystic Falls, nie wiemy czego chcieli podróżnicy, których moim zdaniem było więcej niż tylko Lily - zaproponowałam.
Matt wstał i zaczął nerwowo krążyć po salonie. Tyler za to wyłączył się z rozmowy. Oglądał swoje paznokcie, zatopiony w swoich własnych myślach. 
- Okej, Elena ma rację. Nie zaplanowałby akcji na kilka wampirów, wiedźmę i hybrydę bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Coś mi tu nie gra - mruknął Matt. 
- Ale skoro miał zabezpieczenie, to dlaczego nie zjawili się, żeby mu pomóc? Był całkowicie sam, nie było przy nim nikogo - zaprotestował Damon, mówiąc jak do dziecka. Objął mnie ramieniem i przygarnął do siebie.
- Właśnie dlatego tam pojedziemy, nie wierzę, że niczego się nie dowiemy. - Matt usiadł obok mnie i przetarł twarz dłonią. 
- Mogę zapytać Bonnie i Caroline, czy nie pojadą ze mną po szkole. Matt, możesz pojechać z nami, wzięlibyśmy jeszcze Ricka, a Damon, Stefan i Tyler mogliby zostać tutaj, w razie czego.
- Nie. Nie, nie, nie. Albo zostajesz ze mną, albo ja jadę z tobą - zaoponował od razu Damon. Westchnęłam ciężko. - Niech Rick zostanie tutaj, ja pojadę. I to nie jutro, bo wyjeżdżamy w góry z Cassie.
- Pojedziemy na weekend. To ostatnia klasa, właściwie muszę jutro iść do szkoły.
- Jak wolisz, ale nie narzekaj potem, jak bardzo jesteś zmęczona - przestrzegł. Zaśmiałam się cicho i objęłam Damona w pasie.

***

Szłam po szkolnym korytarzu z książkami w jednej ręce, zmierzając do klasy porfesora Blacka. Stanęłam przed drzwiami, które otworzyły się niemal w tej samej chwili. Z sali wypadł chłopak, młodszy ode mnie może o dwa lata, z brązową czupryną i ciemnymi, bystrymi oczami. Odskoczyłam w tył, unikając spotkania z drzwiami.
- Jeremy, uważaj następnym razem, zabiłbyś mnie - oznajmiłam ze śmiechem. Chłopak roześmiał się i podszedł do mnie.
- Chyba pomyliłaś klasy, siostrzyczko. Teraz moja grupa ma tu angielski, ty masz piętro wyżej - poinformował mnie.
Wyciągnęłam plan zajęć i pokazałam mu okienko z godziną 9:55.
- Przecież jest napisane że sala 105 - mruknęłam.
- Siostra, kup okulary, jest napisane 205.
Spojrzałam jeszcze raz na kartkę i uderzyłam się dłonią w czoło. Miał rację. 
- Faktycznie, dzięki. W takim razie idę, bo Black mnie zabije. - Przyciągnęłam brata do siebie, a ten zaczął rozpadać się w moich ramionach. Dosłownie. Zaczął się sypać z niego popiół, tworząc małą kupkę na podłodze. Ręce zaczęły mi drżeć, a z piersi wydobył się zduszony krzyk. Co się do cholery dzieje?!

Obudziłam się i poderwałam się do pozycji siedzącej. Cała drżałam, a poliki miałam mokre od łez, które nadal wypływały z moich oczu tym samym szlakiem. Cienka koszulka przykleiła się do spoconych pleców. 
Damon spał obok mnie, spokojnie oddychając. Pocałowałam go delikatnie w czoło i wstałam. Poszłam do salonu, otwierając barek z zapasami Damona. Wzięłam głęboki oddech i sięgnęłam po pierwszą lepszą butelkę whisky. Pociągnęłam z niej łyk i usiadłam na kanapie. 
Co do cholery jest ze mną nie tak? Przecież było lepiej, wczoraj nie odczuwałam takiego dużego bólu, jaki znów mną zawładnął. Nie miałam racji. Ból nigdy się nie zmniejszy, będzie rósł, i rósł, i rósł, aż w końcu pęknę. Załamię się tak, że zostanie ze mnie wrak człowieka, bez jakichkolwiek uczuć. W tym momencie chciałabym być wampirem. Nacisnąć ten mały guzik z tyłu głowy, i nie czuć nic. Tylko pustkę i spokój. Ile bym za to dała, wszystko. I wszystko bym zrobiła.
Przytknęłam butelkę do ust ale okazało się, że jest pusta. Cholera. Wstałam i lekko zakręciło mi się w głowie. Nie zważając na to, poszłam po kolejną butelkę whisky, którą również po chwili całą opróżniłam. 
Po połowie trzeciej przestało boleć. Nie czułam się najlepiej, ale było warto. Oparłam się wygodnie o tył kanapy i przymknęłam oczy. 
Musiałam na chwilę przysnąć, bo obudziło mnie wołanie Damona. Chciałam odpowiedzieć, ale w moich ust wydobył się tylko cichy bełkot. Po chwili zszedł na dół i spojrzał na mnie zaskoczony. Wydawał się być na mnie zły, ale nie byłam pewna, bo obraz rozmywał mi się przed oczami. 
- Wypiłaś sama prawie trzy butelki?! - naskoczył na mnie, wskazując palcem na puste butelki przy kanapie. 
- Pszesztań, to nis takiego - wybełkotałam. - Osiupinka. 
Wampir usiadł obok mnie i chwycił mnie pod brodę zmuszając, bym na niego spojrzała. Starałam się zachować powagę, ale po chwili wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem. Nie mogłam się uspokoić, śmiałam się i śmiałam, aż rozbolał mnie brzuch.
Damon cierpliwie czekał aż mi przejdzie, po czym wziął mnie ręce i zaniósł do łóżka. 
- Nie chsę spaś, Damon. Chośmy na imprezę, proszę - zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam do siebie. Złączyłam nasze usta w pocałunku i wdrapałam się na wampira, siadając na nim okrakiem. Damon próbował mnie z siebie zepchnąć, ale wczepiłam się w niego mocno. Po chwili wampir przeturlał się i zawisnął nade mną.
- Przestań, jesteś kompletnie pijana. Pogadamy jutro, idź spać księżniczko - poprosił. Zachichotałam i oplotłam go nogami w pasie.
- Damon - mruknęłam. Ale chłopak położył się obok mnie i objął mnie w pasie, kładąc rękę na moim brzuchu. Zepchnęłam ją i przesunęłam się na sam skraj łóżka. Nie to nie. 
Przymknęłam oczy a po chwili zasnęłam.

*********************************************************************************

Więc, kolejny rozdział :) Nie podoba mi się, czegoś tu brakuje :/ Pozdrawiam wampirki ;* Następny rozdział dodam jak będzie co najmniej pięć komentarzy ;**
Ps. Chcielibyście, abym wznowiła drugiego bloga teraz czy lepiej poczekać, aż skończę tego?
Ps 2. Chcę polecić Wam bloga mojej przyjaciółki http://loveandhateklaroline.blogspot.com/ /

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, zreszta jak zawsze. Nie sadze zeby czegos brakowalo - jest idealnie. Skoncz tego i zacznij nowego, tak bedzie prosciej ;)

    Zapraszam do mnie na 33 rozdział "Jestes zdecydowanie za wysoka." Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam Victoria G.
    http://i-will-be-your-star.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Czekam na następny. Dodaj go jak najszybciej. Czekam.

    Pozdrawiam.

    Ps. Klikając na moją nazwę bloggera znajdziesz moje blogi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wracam do życia, bo ferie już tuż tuż :3 Cieszę się, że czekały na mnie trzy cudne rozdziały <3 Które jak zwykle były perfekcyjne i wywołały na mojej twarzy uśmiech :D A że (już ty o tym dobrze wiesz) jestem mega fanką Deleny to zacznę od nich, bo pokochałam wszystkie sceny, w których uczestniczyli ^^ Dziękuję ci szczególnie za 24 rozdział, bo rozpływałam się przy nim <3 To urocze jak oni się droczą i bardzo się cieszę, że są razem, bo kiedy byli osobno, było mi smutno. Współczuję Elenie takiego snu i nie dziwię się jej, że się przez to upiła. Ale Damon jest kochany i zawsze nad nią czuwa :3 Jestem ciekawa ich podróży i zastanawiam się czy odkryją coś nowego? Zaskoczyłaś mnie też tym, że Elena prawie umarła przez zaklęcie Bonnie :o Teraz wiadomo, dlaczego Damon był zły na naszą czarownicę Bennett. Mam nadzieję, że już wkrótce nowy rozdział :3 Przepraszam też, że ten komentarz jest taki nijaki i bez ładu, ale dawno niczego nie komentowałam xd
    Przesyłam wenę, kochana!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Jej, ale się przestraszyłam tego snu Eleny :< Smutno..... A Damon jak zawsze taki opiekuńczy :)
    Super! czekam na nn!
    P.S. U mnie roz. 5, na który serdecznie Cię zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do mnie na 34 rozdział "Za co ja Cię tak kocham?." Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam Victoria G.
    http://i-will-be-your-star.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń

Archiwum