sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział Dwudziesty Czwarty

Weszłam do domu za Caroline, trochę się denerwując. Nie wiedziałam czego spodziewać się po Bonnie, czy ją przepraszać, czy siedzieć cicho. Damon powiedział, że nie o chodzi o Jeremiego, ale miałam coraz większe wątpliwości. Bo o co innego w sumie może chodzić? Przecież nie zrobiłam nic, co mogłoby ją urazić czy skrzywdzić.
- Rozchmurz się Elena, mamy piżama party! - krzyknęła Caroline, ciągnąc mnie za sobą do salonu. Westchnęłam ciężko i spróbowałam wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu. Salon jak zwykle był czysty i schludny, nie podobny do pokoju Caroline. Bonnie siedziała na czarnej kanapie i uśmiechnęła się do mnie nieśmiało. Odwzajemniłam uśmiech i uciekłam przed nią wzrokiem. Widziałam po niej, że była spięta niemal tak jak ja. Splecione na kolanach ręce jej drżały. 
- Jaką chcecie pizzę? Pójdę ją zamówić już teraz bo znowu będziemy musiały czekać godzinę za dowozem. Jakby nie mogli zatrudnić wampirów, byłoby prościej - mruknęła Caroline i niemal od razu wyszła do kuchni. 
- Hej - szepnęłam i usiadłam obok Bonnie. Dziewczyna spojrzała na mnie i zagryzła wargę. 
- Posłuchaj Eleno, nie wiedziałam co robię. Strasznie cię przepraszam, po prostu nie pomyślałam i... 
- Co? O czym ty mówisz Bonnie? - zapytałam zdziwiona. Za co ona mnie przeprasza? Chyba powinno być na odwrót... 
- Damon ci nie mówił? Byłam pewna że będzie narzekał jaka to jestem głupia i niedoświadczona. - Zachichotała nerwowo i spojrzała na mnie błagalnie. 
- Myślałam, że jesteś na mnie zła za Jeremiego - szepnęłam. Dziękowałam Bogu że zdążyłam wypłakać już całe łzy dzisiaj rano. Bonnie wzięła mnie za rękę i zaprzeczyła ruchem głowy. 
- No co ty, Eleno. Przecież to nie twoja wina, co też ci przyszło do głowy. - Spojrzała na mnie zdziwiona i objęła mnie ramieniem. - Przepraszam, że nie było mnie z tobą, ale czułam się strasznie. Ja... - Widziałam, że zbiera się na powiedzenie czegoś ważnego. - Prawie cię zabiłam - szepnęła w końcu. - Pamiętasz, jak zemdlałaś wtedy, w tej piwnicy? - Skinęłam energicznie głową, próbując zrozumieć to, co mówiła Bonnie. - Użyłam zaklęcia uspokajającego. Chciałam żebyś chociaż na początku była w stanie otępienia. Nie wzięłam poprawki na to, że nic nie jadłaś, że byłaś wyczerpana i użyłam zbyt wiele mocy. To dlatego straciłaś przytomność. Był nawet taki moment... Jak Damon wyciągał ciało Jeremiego, twoje serce na kilka sekund przestało bić. Powiedziała mi to Caroline. Potem akcja serca ruszyła, ale ty się nie ocknęłaś. Dopiero po godzinie w samochodzie, to było straszne - jęknęła i przyciągnęła mnie do siebie. 
Ale... Jak to? Prawie umarłam? Boże, to dlatego Damon był zły na Bonnie. Dobrze że nie wiedział o tym, że moje serce stanęło. Pewnie dlatego jak się obudziłam powiedział mi, że mnie kocha. Bo otarłam się o śmierć. Caroline chyba celowo nie przychodziła do pokoju, żebyśmy mogły sobie wszystko wyjaśnić. Ile w końcu można zamawiać pizzę? 
- Musisz mi coś powiedzieć, dobrze? - poprosiła Bonnie. Odsunęła się ode mnie, a ja dostrzegłam w jej oczach łzy. - Śniło ci się coś? To bardzo ważne. 
Wróciłam pamięcią do tamtych chwil. W mojej głowie od razu pojawiła się ta błogość, stan otępienia, śnieżna biel. Opowiedziałam Bonnie sen. O wyborze, jakiego miałam dokonać, o swoich odczuciach, o tym, jak wszystko się zakończyło. Bonnie chłonęła każde moje słowo, otwierając oczy szerzej i szerzej. 
- O mój Boże - wydusiła z siebie, gdy skończyłam - To ty wybrałaś, czy chcesz żyć dalej. Gdybyś stwierdziła że wolisz życie bez uczuć... Stracilibyśmy też ciebie. 
Dziewczyna rzuciła się na mnie i przygarnęła mnie do siebie. Objęłam ją mocno. Ta informacja mną wstrząsnęła. Trzy razy w ciągu kilku godzin otarłam się o śmierć. Damon musiał mocno to przeżyć, w końcu nie wytrzymał i zaczął płakać. Wszystko się wyjaśniło. 
- Nic się nie stało, Bonnie. To nie twoja wina, też byłaś w szoku. I dziękuję, że nawet w takiej sytuacji o mnie pomyślałaś, to dużo dla mnie znaczy. I nie płacz już - dodałam, gdy mulatka znowu zaniosła się szlochem. Pokiwała głową i oderwała się ode mnie w chwili, gdy do salonu weszła Caroline. 
Była uśmiechnięta i byłam pewna, że podsłuchiwała. Cóż, gdybym ja miała taką możliwość, też bym skorzystała. - Pizza będzie za jakieś pół godziny, więc czas zacząć się bawić - oznajmiła wesoło i włączyła muzykę. Wzięła nas za ręce i zaczęła wywijać piruety na środku pokoju, skakać, krzyczeć i śpiewać. Nie wahałam się długo, od razu poszłam w jej ślady. Potem przyszła pizza, zjadłyśmy ją oglądając horrory, a potem przyszedł czas na karaoke. Bonnie też dała się ponieść i dotrzymywała nam kroku. Przez cały czas towarzyszył nam alkohol i na końcu byłyśmy nieźle pijane. W końcu zmęczone rzuciłyśmy się na łóżko i niemal natychmiast zasnęłyśmy.

***

Obudził mnie dźwięk telefonu. Zignorowałam go i poczekałam chwilę aż się uciszy, a potem znowu próbowałam zasnąć. Wczoraj naprawdę dobrze się bawiłam, nie spodziewałam się tego. Myślałam że nie dam rady, w końcu tyle rzeczy się dowiedziałam, ale było świetnie. Ani Bonnie, ani Caroline nie zdziwiły się na wieść, że znowu jestem z Damonem. Caroline się ucieszyła, myślę, że zaczęła lubić Damona. Bonnie jak zwykle próbowała wbić mi do głowy, że tak nie powinni być, że tylko przez niego cierpię. Nawet jeśli ma rację, to chcę być szczęśliwa chociaż te kilka dni, godzin czy minut. Bo jaki jest sens życia, nie mogąc się cieszyć i spełniać marzeń? A moim największym marzeniem na tą chwilę jest Damon. 
Po chwili przyszedł do mnie sms:
"Kochanie, wiem że wczoraj zabalowałyście, ale czekam na śniadanie. Buziaki - D."
On chyba żartuje. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wstałam. Dziwne, że nie miałam kaca, zazwyczaj po takim piciu głowa pękała mi niesamowicie. Bonnie spała na materacu, tym razem wypadło na nią. Caroline też była pogrążona we śnie. Wstałam po cichu i wyszłam do łazienki. Ubrałam się, uczesałam i zeszłam na dół. Planowałam odwiedzić Matta, może będzie u niego Tyler. Pogadamy co zrobić z tym wszystkim dalej. 
Przy kuchennym, drewnianym stole siedziała Liz. Przeglądała gazetę i piła kawę, a na talerzyku leżały rogaliki z makiem.
- Cześć Eleno, wyspałaś się? - powitała mnie szeryf Forbes. Uśmiechnęłam się do niej.
- Dzień dobry. Tak, aż sama jestem zdziwiona. Zazwyczaj nie mogę wstać po piżama party z Caroline i Bonnie. - Usiadłam na krześle obok i poczęstowałam się jednym rogalem.
- Wiesz... Caroline powiedziała mi co się stało - zaczęła, przygryzając nerwowo wargę. A więc zaczyna się. Nieszczere "przykro mi" od ludzi, którzy potem mijają mnie na ulicy nie wiedząc, kim jestem. Wymuszany płacz i łzy starszych osób, które będą mówić jakim to Jamie był miłym chłopcem, mimo że jasno będzie napisane Jeremy. Współczucie na pokaz, żeby nie wyszło jakimi ludzie są bezdusznymi potworami. Zaczyna się. - Mam nadzieję że sobie poradzisz. Jakbyś miała jakieś problemy, cokolwiek, powiedz mi, razem coś poradzimy. 
Skinęłam głową i przełknęłam kawałek rogalika. Zabrzmiało to całkiem szczerze. Wygięłam usta w niepewnym uśmiechu. 
- Dziękuję. To dużo dla mnie znaczy. Ja już muszę lecieć, mam dużo spraw na głowie, do widzenia. - Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam. 
Dzisiaj świeciło słońce, ale wiał chłodny wiatr. Na niebie zaczynały się zbierać ciemne chmury - jakoś nie uśmiechało mi się iść na spacer, a moje auto nadal stało na podjeździe przy pensjonacie.
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Damona. Odebrał po kilku sygnałach.
- Mam nadzieję że wracasz ze sklepu prosto do domu, bo mam ochotę na jakieś gofry z owocami - zaczął rozmarzonym głosem. Zaśmiałam się cicho i usiadłam na schodkach werandy. 
- Jasne że nie. Dopiero wyszłam od Caroline i mam mały problem. - Zapięłam bluzę, bo wiatr silniej zawiał. Odgarnęłam włosy na jedno ramię.
- Co takiego się stało? Muszę się ubierać? - zapytał.
- Raczej tak, chyba że chcesz zawieźć mnie do Matta nago - odparła. Damon wybuchnął śmiechem, a ja razem z nim.
- Lepiej nie, chłopak umarłby z zazdrości. Blondie nie może cię podrzucić? - jęknął. 
- Za dużo wczoraj wypiła. Proszę Damon, chciałabym się z nim zobaczyć.
- Jasne, daj mi dziesięć minut.
Włożyłam komórkę do kieszeni i westchnęłam. Zaczynało mi się robić zimno, słońce zdążyło już zniknąć za chmurami. Jutro pierwszy dzień szkoły, trzeba się będzie uszykować i coś powtórzyć. Może ubłagam Ricka żeby wyluzował chociaż na historii. I znowu to wstawanie, Damon mnie chyba zabije jak codziennie o szóstej będzie dzwonił budzik. 
- Idziesz czy nie? - Drgnęłam na dźwięk głosu Damona. Poderwałam głowę. W swoim niebieskim camaro siedział wampir, wyglądając przez okno i uśmiechając się do mnie szelmowsko. 
- Jasne. - Wstałam i wsiadłam do auta. Cmoknęłam Damona w usta i oparłam się wygodnie o czarne skórzane oparcie. 
- Co cię wzięło na odwiedziny Matta? - spytał, kładąc dłoń na moim kolanie. 
- Zaniedbywałam wszystkich przez długi czas, muszę to naprawić. Tęsknię za nimi wszystkimi, za tymi czasami razem. Moglibyśmy gdzieś razem wyjechać, no wiesz, jakbyśmy mieli wolne.
- Ty, Caroline, Bonnie, Stefan, Matt i ja? Razem? W jednym domu? Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł. - Damon zamyślił się na chwilę. - Nie idziesz jutro do szkoły. Wyjeżdżamy w góry - ty, ja, Cassie i jej przyjaciel. Czas żebyście się poznali. 
- To dobrze, nie jestem gotowa na lekcje i wstawanie o szóstej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum