sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział Dwudziesty Trzeci

Czy to jest normalne? To, co dzieje się z moim życiem, na pewno nie. Jak to jest że rano nie potrafię normalnie funkcjonować, niemal usycham z tęsknoty i samotności, a teraz siedzę na podłodze oparta o tors Damona, oglądam film na laptopie i nie mogę przestać się uśmiechać? 
Jakaś część mnie żałuje, że nie zginęłam pod kołami tira. Nie czułabym bólu, tego nieznośnego ciężaru w piersi a tęsknota nie przytłaczałby mnie całej. Ale to nie byłoby szczęście. Byłabym samolubna. Dużo ludzi załamałoby się tak, jak ja dzisiaj, odebrałabym jakąś część ich życia, a przecież to nie w porządku. Okazałabym się strasznym tchórzem zostawiając swoje problemy nierozwiązane na głowach bliskich mi osób. Nie dowiedziałabym się o tym, że Damon wciąż mnie kocha, nadal miałabym Stefana za kogoś, kim wcale nie jest. 
A co ze wszystkimi moimi marzeniami i osiągnięciami? Dlaczego miałabym odpuścić? Co ze szkołą, z college'em, z rodziną, która mi została? Z tym wszystkim, co straciłabym odchodząc? Po prostu muszę dać radę, tego na pewno oczekiwałby Jeremy, a już szczególnie rodzice. Muszę żyć dalej. Nigdy nie pogodzę się z tym, że odeszli, ból w piersi będzie już częścią mnie na zawsze, ale z czasem do niego przywyknę, tak mi się przynajmniej wydaje. Nie mogę przecież się teraz załamać. 
- Nie chcę żebyś szła teraz do Caroline - mruknął Damon z nutą smutku w głosie. - Za długo cię nie było żebym cię teraz wypuścił.
- Wiem, ale ja w sumie cieszę się, że spotkam się z dziewczynami. Bonnie nie odzywa się do mnie od... wypadku, dzwoniłam do niej i nie odbiera. Zapytałam Caroline o co chodzi, ale ona szybko wyszła. Nie mam pojęca co się dzieje.
Wstałam i poszłam do kuchni. Zaczynałam się robić głodna, a nie miałam zamiaru czekać na pizzę, którą będę mogła zjeść dopiero za dwie godziny, jak przyjdę co Care. 
Na potwierdzenie tego zaburczało mi w brzuchu. 
Wyciągnęłam z lodówki pomidora, ogórki i żółty ser. Miałam ochotę na sałatkę. Zaczęłam szybko kroić warzywa, bo mój apetyt wzrastał z każdą sekundą. Ostatni posiłek zjadłam wczoraj wieczorem, a to i tak była tylko mała kanapka. 
- Głodna jesteś? - Do kuchni wszedł Damon, po czym usiadł na krześle i położył nogi na stole. - Tylko nie przytyj, i tak jesteś wystarczająco gruba. 
Zaśmiałam się i rzuciłam w niego końcówką pomidora. Damon niestety złapał ją i włożył sobie do ust.
- Dzięki - mruknęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Zaczęłam kroić dalej, próbując zignorować myśl, która nagle pojawiła się w mojej głowie. Bonnie taka nie jest, nie mogłaby... A jeśli? W końcu przyjaźniła się z Jeremim, czyż nie? Płakała niemal tak jak ja, nie odezwała się do mnie słowiem, nie wpadła. A jednak to całkiem możliwe. To więcej niż możliwe. 
Wszystko wrzuciłam do miski, przyprawiłam i włożyłam do lodówki. Jakoś straciłam apetyt. Nie mogłam jej stracić. Nie przeżyję tego, jeżeli Bonnie się ode mnie odwróci. Tak, to moja wina, wiem. Ale to będzie jedna osoba za dużo, kropla, która przeleje czarę. 
Oparłam się biodrami o blat i mimowolnie spojrzałam na Damona. Nie patrzył na mnie, pisał do kogoś sms-a. 
- Nie masz dobrego humoru - wypalił nagle. - Jeżeli ten marny kawałek pomidora w moim żołądku zepsuł ci sałatkę to naprawdę... Nie, w sumie nie jest mi przykro. - Uśmiechnął się do mnie, a ja westchnęłam ciężko. 
Damon wstał i podszedł do mnie. Wziął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. Ten kolor nigdy nie przestanie mnie fascynować. Ten błękit, te ciemniejsze plamki niebieskiego rozmieszczone tak, jakby każda miała swoje własne miejsce. Jakby była zaplanowana od początku do końca.
- Zrobiłem coś nie tak? - wyszeptał i owionął mnie jego ciepły i słodki oddech. 
Przymknęłam oczy i pokręciłam głową. 
- Oczywiście że nie, głuptasie. Po prostu męczy mnie ta sprawa z Bonnie. Myślę że ma rację - odparłam. Stanęłam na palcach i złożyłam na ustach Damona delikatny pocałunek. - I ja też to wiem, i nie zdziwię się, jeżeli będzie na mnie zła. 
Damon zmarszczył brwi i spojrzał na mnie podejrzliwie.
- O czym myślisz? Nie podoba mi się twoja mina - wyznał. - Na pewno nie jest to coś dobrego. Co zrobiłaś Bonnie? Zakolorowałaś jej plakaty ze mną? Przekaż jej, że dam jej te najnowsze i niech przestanie się martwić. 
Uśmiechnęłam się, ale nie odpowiedziałam. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam się do niego mocno. Bez wahania objął mnie w talii i przysunął jeszcze bliżej siebie. 
- Teraz tak całkiem poważnie, co się dzieje księżniczko? - szepnął. Księżniczko. Księżniczko. Księżniczkoksiężniczkoksiężniczkoksiężniczkoksiężniczko. 
- Bonnie ma rację - powtórzyłam. - Wydaje mi się, że obwinia mnie o śmierć Jeremiego. Jeśli tak to ma rację. 
- Chyba sobie żartujesz! Elena o czym ty do cholery mówisz?! Chyba pomyliłaś kogoś z Bonnie, bo ona jest zbyt... szlachetna. A poza tym musiałabyś widzieć samą siebie. Byłem tam, widziałem jak chciałaś się rzucić na Enzo. I gdyby nie Matt to wiem, że byś to zrobiła, a wtedy stracilibyśmy też ciebie. Więc przestań się obiwniać - wyrzucił z siebie wzburzony. 
Odsunęłam się od niego i spojrzałam podejrzliwie.
- Ty wiesz o co jej chodzi. Wiesz dlaczego Bonnie tutaj nie przychodzi - wytknęłam mu. 
- Tak. Są dwa powody. Po pierwsze, jest jej głupio ale nic więcej ci nie powiem, bo ona sama chce to zrobić. A po drugie gdyby tutaj przyszła, to prawdopodobnie urwałbym jej głowę za tą samą rzecz. - Uśmiechnął się do mnie. - Więc nie, niech tutaj nie przychodzi. Ciesz się z tego.
Odwrócił się i wyszedł z kuchni. Zmarszczyłam brwi i ze zdziwieniem spojrzałam na drzwi. O co do cholery chodzi? I dlaczego jak zwykle nic z tego nie wiem? 
Zdenerwowana poszłam za nim. Nie było go w salonie, więc albo był u siebie w sypialni, albo wyszedł do Grilla. Modliłam się w duchu, żeby był w domu. Muszę z niego wyciągnąć tyle, ile się da. 
Otworzyłam drzwi i wpadłam do środka. Leżał na wznak na łóżku, wpatrując się w sufit. Stanęłam w progu i niepewnie się rozejrzałam. Ostatni raz byłam tutaj miesiąc temu. Nie zmieniło się nic prócz tego, że teraz panował ogromny bałagan, niemal taki jak dzisiaj rano u... Jeremiego w pokoju. 
Ten sam zapach. Nie umiałam go nazwać, po prostu zapach Damona. Przełknęłam ślinę i podeszłam do łóżka, po czym się na nim położyłam.
Oparłam się na łokciu i obserwowałam Damona. Był strasznie na czymś skupiony. Zaciskał usta, wzrok wbijał w jeden punkt na białym suficie. Czarne włosy opadały mu na czoło. 
- Nie gap się na mnie - powiedział, a na jego twarzy zagościł kpiący uśmieszek. 
- Masz rację. Nie wiem dlaczego gapię się na ciebie, skoro na pewno nie jesteś najbardziej interesującą rzeczą w tym pokoju - odpowiedziałam i niemal zaklaskałam, dumna z siebie, że udało mi się tak z tego wybrnąć. 
Damon przewrócił mnie na plecy i zawisnął nade mną. Myślałam że dostanę palpitacji serca gdy patrzył na mnie z takim pożądaniem, z taką miłością. Zbliżył się do mnie powoli, a ja przymknęłam oczy i czekałam, aż w końcu mnie pocałuje. Rozchyliłam wargi, ale nie poczułam na nich jego ust. 
- Co powiedziałaś? - wyszeptał zmysłowo, na co moje serce stanęło na chwilę. Sama zaczęłaś tą grę - napomniałam siebie. - Teraz w nią graj.
- Że nie jesteś taki przystojny, jak ci się wydaje - szepnęłam. Głos zadrżał mi na końcu. Nie mogłam przestań wpatrywać się w jego usta, te piękne, pełne usta, które krzyczały żeby je pocałować.
W końcu to zrobił. przytknął swoje wargi do moich, a wtedy eksplodowałam. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam tak blisko siebie, jak się dało. Pogłębiłam pocałunek i wsunęłam mu język do ust, jednak jego nie poddał się tak łatwo. Nie umiałam myśleć o niczym innym jak o tym jednym pocałunku. Nic poza tym nie istniało - tylko ja, Damon i nasze usta, splecione w jeden namiętny, gorący pocałunek. Oderwałam się od niego, żeby złapać powietrza, a wtedy wargi zsunęły się na moją szyję. 
Cholera! Miałam tu przyjść po informacje. 
- Co powiedziałaś? - zapytał Damon, lekko zachrypniętym głosem. 
- Że jesteś najprzystojniejszym i najseksowniejszym chłopakiem pod słońcem - wydusiłam z siebie. Damon zaśmiał się i z powrotem zaatakował moje usta.
Odepchnęłam go od siebie i pokręciłam przecząco głową. Spojrzał na mnie zdzwiony, a ja nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.
- Coś za coś - oznajmiłam. - Ja przyznałam co o tobie myślę, ty powiesz, o co chodzi Bonnie. 
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale zaśmiał się po chwili.
- Już niemal zdążyłem zapomnieć jaka uparta potrafisz być. Więc, za każdą rzecz którą powiem, coś zdejmiesz - zaproponował i uśmiechnął się zwycięsko. 
Po kilku sekundach skinęłam głową. 
- Więc, mamy początek września, jest niezbyt słonecznie, silny wiatr, idziesz dzisiaj do Caroline, i kocham cię tak mocno, że aż boli - wyszeptał. - Myślę, że wystarczy. 
- Damon... - jęknęłam. - Miałeś powiedzieć coś o Bonnie. 
- Naprawdę? - Udał zdziwienie. - Ja zaproponowałem że jeżeli co powiem, ty coś zdejmiesz i się zgodziłaś. Nie wiedziałem że chodzi o wiedźmę.
Zaśmiałam się, ale Damon znowu namiętnie mnie pocałował. Przecież z nim nie da się wygrać. Odwzajemniłam pocałunek, zarzucając mi ręce na szyje. Po chwili to moja szyja została obsypana całusami, a mnie przeszedł dreszcz. Skubnął moją skórę kilka razy zębami i zjechał na dekolt. Wsunął dłonie pod bluzkę, dotykając chłodnymi dłońmi mojego brzucha. Spojrzał mi głęboko w oczy, prawdopodobnie domagając się przyzwolenia. Skinęłam głową, a Damon delikatnie i powoli zsunął ze mnie bluzkę.
W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wampira przepraszająco i nacisnęłam zieloną słuchawkę. 
- Elena, czekam pod pensjonatem od piętnastu minut! Miałyśmy się spotkać, gdzie ty jesteś?! - Nawet nie zdążyłam się odezwać, gdy naskoczyła na mnie Caroline. 
- Już wychodzę, chwila - odpowiedziałam i się rozłączyłam. 
Zepchnęłam z siebie Damona, na co ten jęknął niezadowolony. Założyłam dopiero co zdjętą bluzkę i pobiegłam się pakować. Szybko wrzuciłam do torby piżamę, bieliznę i kosmetyki, po czym ostatni raz weszłam do pokoju wampira. 
- Przepraszam, nie wiedziałam że już jest po szóstej - odpowiedziałam i dałam mu buziaka. Oczywiście Damon, jak to Damon, od razu spróbował przyciągnąć mnie do siebie, ale szybko mu się wywinęłam. 
- Jutro się doigrasz - obiecał. Pocałował mnie w czoło i dodał - Uważaj na siebie. I leć, bo za chwilę Caroline tutaj wleci, a tego nie chcę.

*********************************************************************************

Więc, to na tyle ;** Happy New Year! ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum